Tuż przed godz. 12 rozpędzony samochód wjechał wprost do ogródka jednego z domów w podwarszawskiej miejscowości Klaudyn. Dachował i zatrzymał się w miejscu, gdzie chwilę wcześniej bawiła się dwójka dzieci. Tylko dzięki refleksowi matki dzieciom nic się nie stało. Przyczyną wypadku była najprawdopodobniej nadmierna prędkość.
Osobowe renault jechało ulicą Ciećwierza. W samochodzie było sześć osób. W pewnym momencie kierowca stracił panowanie nad samochodem, dachował i przez ogrodzenie wpadł wprost do ogródka na posesji państwa Wojciechowskich.
- Usłyszałam pisk i stwierdziłam, że coś się dzieje. W pewnym momencie pomyślałem, że chyba będzie jakiś wypadek i samochód uderzy w ogrodzenie, więc odciągnęłam dzieci w kierunku wejścia do domu i po chwili auto wpadło do ogródka - relacjonuje pani Wojciechowska w TVN24.
Plac zabaw
Gdyby nie czujność matki, dwójka dzieci - 2-letnia Paula i 6-letni Daniel - znalazłaby się pod samochodem. Podróżujący samochodem trafili do szpitala. Pozostał tylko 22-letni kierowca, który próbował tłumaczyć co się stało.
- Najpierw mówił, że wyjechał mu rower, potem, że wyleciał mu pies i cały czas twierdził, że jechał 60 km/h, chociaż ślady hamowania świadczą o czymś zupełnie innym - powiedziała Wojciechowska.
Ulica Ciećwierza była zablokowana w obu kierunkach. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kierowca nie miał miał prawa jazdy.
Źródło: TVN24, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24