Prokuratura bada sprawę tajemniczej mogiły w Malborku, w której odnaleziono zwłoki 1850 osób. Najprawdopodobniej zbiorowy grób pochodzi z końca drugiej wojny światowej. Jeśli okaże się, że są wśród nich polskie ofiary zbrodni wojennej, sprawę przejmie IPN.
Gdański IPN zapozna się z kompletem materiałów zebranych przez prokuraturę w Malborku. Po tej konsultacji prokuratorzy obu jednostek wspólnie zdecydują, kto dalej poprowadzi sprawę. - Chcemy jeszcze zakończyć pewne czynności, które prowadzimy w tej sprawie i - najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu - przedstawić prokuratorom z IPN pełne akta. Jeśli uznają oni, chcą przejąć sprawę, przekażemy ją - poinformował szef Prokuratury Rejonowej w Malborku Waldemar Zduniak.
IPN jeszcze nie wie, czy przejmie sprawę
Z kolei IPN weźmie sprawę, gdyby - jak podkreślił rzecznik Instytutu Andrzej Arseniuk - w trakcie jej wyjaśniania zaistniało podejrzenie, że mogiła kryje ofiary zbrodni popełnionej na "osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości".
Na szczątki pochowane na jednej z działek w centrum Malborka natrafiono przy pracach poprzedzających budowę hotelu w październiku. Prace przy ekshumacji ciągle trwają. Dotąd z ziemi wydobyto szczątki ponad 1850 ludzi, zarówno kobiet, mężczyzn, jak i dzieci. Niewielka część szkieletów nosi ślady po kulach.
Grób z końca wojny?
Przy szczątkach nie znaleziono żadnych przedmiotów osobistych, czy choćby fragmentów dokumentów. Według pracownika Muzeum Zamkowego w Malborku i jednocześnie znawcy historii miasta Bernarda Jesionowskiego mogiła może kryć szczątki cywilnych niemieckich mieszkańców Malborka, którzy zmarli lub zostali zabici na początku 1945 roku, m.in. w czasie walk między wojskami rosyjskimi a niemieckimi.
- Wprawdzie już w końcu 1944 roku niemieckie dowództwo rozkazało ludności cywilnej opuścić Malbork, była jednak spora grupa osób, które nie posłuchały tego nakazu - wyjaśnił Jesionowski. - Los części z nich - według różnych źródeł od kilkuset do 1,5 tysiąca osób - dotąd był nieznany - dodał.
Według niego, część z nich mogła umrzeć na skutek chorób, część mogła zostać zabita. Jego zdaniem ciężka zima na przełomie 1944 i 1945 roku mogła sprawić, że mieszkańcy, mimo toczących się na ulicach walk, wychodzili z kryjówek, aby zdobyć opał czy jedzenie i ginęli od przypadkowych kul.
Dokumenty spalono w obawie przed epidemią?
Podobnego zdania na temat okoliczności powstania zbiorowego grobu jest szef gdańskiego pionu śledczego IPN prokurator Maciej Schulz, który na bieżąco śledzi sprawę. - Ciała mogły zostać zwiezione z całego miasta i umieszczone w naturalnym zagłębieniu, np. leju po bombie - stwierdził.
Zdaniem Schulza za tezą, że mogiła powstała w czasie porządkowania miasta, przemawia też fakt, że w grobie znaleziono również szczątki zwierząt. Schulz sądzi też, że ciała ludzi przed pochówkiem mogły zostać rozebrane, a ich ubrania spalone "w obawie przed jakąś epidemią".
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24