- Mogę tylko stwierdzić, że pilot podchodził do lądowania i w ostatniej fazie lotu, jak był na kilkudziesięciu metrach, przeszedł w strome nurkowanie i uderzył w budynek. Samolot się zapalił. Pilot zginął na miejscu - powiedział Ryszard Rutkowski z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Maszyna należała do jeleniogórskiego aeroklubu.
Rutkowski nie chciał przesądzać, co było powodem katastrofy.
Małym samolotem typu Zodiac leciał 46-letni pilot. Po uderzeniu w budynek maszyna stanęła w płomieniach. Ponieważ był to pustostan, nikt więcej nie ucierpiał. Strażakom szybko udało się ugasić pożar.
Według świadka wypadku pilot otworzył kabinę. Reporter TVN24 słyszał też pogłoski, że mężczyzna zrobił to po to, by wyskoczyć z awionetki. - Techniczne zawsze można osłonę zrzucić, ale najprawdopodobniej nie miał (pilot - red.) spadochronu. Z tego by wynikało, że nie miał po co skakać - powiedział Rutkowski.
Źródło: tvn24