Rodzina Iwony Andrychiewicz kończyła budować nowy dom, kiedy nad Parczowem przeszła ogromna wichura i spowodowała ogromne zniszczenia. - Wszystko robiliśmy sami, oszczędzaliśmy wszystkie pieniądze na ten dom, bo chcieliśmy go zbudować swoimi siłami - mówi. Teraz marzenie jej, męża i dzieci odsunęło się w czasie na bardzo długo.
Już było widać koniec budowy. Wystarczyło tylko dokończyć instalację elektryczną, zamontować grzejniki i zrobić podłogi. Szczęście było oddalone tylko o kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dom własnymi rękami budował mąż pani Iwony, który jest budowlańcem.
"Po prostu było niebo"
- Jak przyjechałam i weszłam na górę to się po prostu załamałam, bo nie było dachu. Po prostu było niebo - mówi pani Iwona. Woda lała się całymi potokami, po ścianach, rozłożonych wszędzie materiałach. - Teraz rozumiem, co przeżywali ludzie, których w zeszłym roku oglądałam, jak tracili swój dobytek. Tak im współczułam, gdy widziałam, co się stało z ich domami - mówi.
"Wszędzie zobaczyłam poniszczone domy"
Wiatr w domu pani Iwony dosłownie wyrwał cały dach. Również wata, która stanowiła warstwę izolacyjną też jest przemoknięta i do niczego się nie nadaje. - Nie ma ani jednej krokwi. Tam wyżej, na strychu nie ma w ogóle podłogi - pokazuje zniszczenia i oprowadza po zdewastowanych pomieszczeniach pani Iwona.
- Do tej pory nie mogę w to uwierzyć - mówi. - Byłam tak załamana, że nie potrafię tego opisać. Wyszłam i zobaczyłam domy sąsiadów. Wszystkie były poniszczone. Wyglądało to fatalnie - kończy.
"Krzyczałam, bo się bałam"
W zeszłym tygodniu rząd przeznaczył pierwsze pieniądze dla ofiar lipcowych nawałnic, ale nie do wszystkich one jeszcze dotarły, tak jak do pani Marianny Ziembaczewskiej, innej mieszkanki Parczowa.
- Wszystko leciało tędy po ścianach - relacjonuje pani Marianna, pokazując wyraźne zacieki na ścianach w swoim domu. - Wyciągnęłam nawet pościel, chciałam ją ratować, ale spojrzałam na zewnątrz na orzech rosnący w ogrodzie i pomyślałem, że on przecież spadnie na mnie. Wichura wyrwała kilka innych drzew, ale najbardziej ucierpiał dach domu i budynku gospodarczego właścicielki.
"Nie mam przy sobie grosza"
Pani Marianna nadal się boi, bo pogoda w najbliższych dniach wciąż jest niepewna i każda burza, i silniejszy nawet wiatr stanowią zagrożenie dla niej i jej dobytku. A pani Marianna ma tylko 700 złotych renty.
- Inaczej, gdybym miała pieniądze to od razu bym poszła i zamówiła taką samą blachę, jaką miałam - tłumaczy.
W Parczowie byli już urzędnicy, ale zostawili tylko wniosek właścicielce, nie troszcząc się o to, czy zrozumie, co ma z nim zrobić. - Ja od razu mówię, ja się na tym nie rozumiem. Skończyłam 5 klas i nie wiem, co mam z tym zrobić - mówi.
Wójt dostarczy osobiście
Jan Jóźwik, wójt gminy Białaczów, w której leży Parczów obiecuje interwencję. - Spotkam się z tymi grupami, które chodzą po gospodarstwach i wręczają wnioski i dopilnuję, żeby nie robiły tylko tego, ale też rozmawiały z mieszkańcami. Obiecuję, że dostarczę pani decyzję osobiście - kwituje.
- No teraz jest nadzieja, ale ja jeszcze do końca nie wierzę - mówi po wyjściu z urzędu poszkodowana.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24