Wielkim falstartem zaczyna działalność w Polsce ogólnoeuropejski ruch Libertas (Wolność), którego założycielem jest irlandzki przedsiębiorca Declan Ganley. Założyciel Libertas zasłynął doprowadzeniem do odrzucenia przez Irlandczyków w referendum Traktatu Irlandzkiego.
Otóż Ganley głosi potrzebę zasadniczej reformy Unii Europejskiej. Opowiada się za – jak twierdzi – głęboką demokratyzacją unijnych struktur, wzmocnieniem Parlamentu Europejskiego oraz liberalizacją gospodarki. Jego zdaniem Unia Europejska jest wielką szansą dla Irlandii i innych państw, ale zagraża jej skostnienie struktur, oderwanie europejskich elit od zwykłych ludzi i choroba zwana „nadprodukcją traktatów”. Chce – jak sam mi powiedział – napisania pierwszej konstytucji europejskiej w miejsce złego Traktatu Lizbońskiego. Konstytucja ta miałaby maksimum 25 stron i zawierała tylko te klauzule, które są niezbędne do funkcjonowania wspólnoty, a większość praw powinna być w Unii stanowiona możliwie najniżej, na szczeblu państw, wspólnot. Jestem zdeklarowanym zwolennikiem Unii Europejskiej, którą uważam za wielką wartość – powtarza. Twierdzi on, że reformę Unii można prowadzić afirmując ideę europejską, a nie odrzucając ją. To klasyczny euro-sceptycyzm brytyjski, francuski, niemiecki czy polski – czyli i chęć obecności w UE, ale i ostra krytyka biurokracji, etatyzacji itd.
I właśnie dlatego start ruchu Ganleya w Polsce to falstart. Ponieważ w Polsce ruch Ganleya jest zorganizowany wokół osób, które nierzadko były i są przeciwne obecności Polski w UE, a nawet opowiadają się za wystąpieniem Polski ze Wspólnoty – jak choćby Roman Giertych, który całkiem niedawno mówił w wywiadzie prasowym, że po 2013 r. trzeba szybko odejść z UE. To nie jest euro-sceptycyzm, ale wrogość do Unii. Sojusz Libertas z wrogimi Unii środowiskami zniechęca do ruchu te osoby, które widziały szansę na powstanie stowarzyszenia o zasięgu europejskim, stawiającego sobie za cel reformy Unii.