W 2007 r. padnie rekord zawartych w Polsce ślubów. Ich liczba przekroczy 250 tys. Ostatni raz równie chętnie mówiliśmy ukochanym „tak", gdy w naszym kraju dogorywał komunizm - pisze "Metro".
- Mamy dopiero koniec września, a zarejestrowaliśmy już 3,4 tys. związków małżeńskich. To tyle, co w ciągu całego zeszłego roku - mówi Henryk Kalinowski, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego we Wrocławiu. - Brakuje nam zaledwie dwóch, trzech sobót i bijemy wynik z 2006 r. A przecież mamy przed sobą jeszcze cały kwartał. Idziemy na absolutny rekord - potwierdza Elżbieta Majchrzak z USC w Sopocie.
Że to będzie rzeczywiście rekordowy rok pod względem liczby ślubów świadczą też najświeższe dane Głównego Urzędu Statystycznego: już wiadomo, że tylko do czerwca zawarliśmy 15 tys. więcej związków małżeńskich niż w analogicznym okresie zeszłego roku. A zazwyczaj liczba małżeńskich uroczystości jest wyższa w wakacje i po nich. Pracownicy USC szacują, że rok z siódemką zakończy się wypowiedzeniem słów przysięgi małżeńskiej 260 tysięcy razy. To o 30 tysięcy więcej niż rok temu.
Ćwierć miliona ślubów rocznie? - jeszcze niedawno taki wynik wydawał się nieprawdopodobny. Nic dziwnego, ostatni raz Polacy wyrabiali taką normę blisko dwadzieścia lat temu, gdy w naszym kraju dogorywał komunizm i rodziła się wolna Polska. Potem było coraz gorzej - na początku tego milenium braliśmy średnio tylko ok. 180 tys. ślubów rocznie, a socjologowie bili na alarm: „Mamy kryzys instytucji małżeństwa”, „Polacy nie chcą się wiązać”, „Wolimy żyć wolni”, „Ślub to przeżytek”.
Co się zmieniło? - Po pierwsze, w wiek reprodukcyjny wchodzi pokolenie wyżu okresu stanu wojennego. Wzrósł też - o jedną czwartą - odsetek młodych osób opowiadających się za postawą konserwatywną, co też ma skutki w wyborze tradycyjnej formy związku - analizuje prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny.
Źródło: Metro