Drogowcy ścigają kandydatkę do Sejmu z bydgoskiej listy PO za nielegalne reklamy - czytamy w "Gazecie Pomorskiej". Plakaty te wiszą na znakach drogowych i sygnalizatorach świetlnych, wiele z nich ogranicza widoczność kierowcom i pieszym.
Chodzi o plakaty wyborcze walczącej o poselski mandat wiceprzewodniczącej rady bydgoskiego powiatu Alicji Araszkiewicz. Startująca z szóstego miejsca listy PO kandydatka reklamuje się jako "nowa twarz regionu".
Według dziennika, plakatami Araszkiewicz oblepiona jest cała Bydgoszcz i nie tylko. Kandydatka nie kwapi się jednak, by ponosić koszty kampanii. A za każdy metr kw. reklamy trzeba tygodniowo płacić bydgoskim drogowcom od 8,40 do 17,50 zł plus VAT. W poniedziałek Araszkiewicz dostała zgodę na powieszenie 16 plakatów - o tyle bowiem wystąpiła i za tyle chce zapłacić. Sęk w tym, że na ulicach wiszą setki jej reklam.
Chodzi nie tylko o próbę oszukania bydgoskiego ZDM. Plakaty kandydatki masowo wiszą na znakach drogowych, sygnalizatorach świetlnych, także w miejscach, gdzie ograniczają widoczność kierowcom i pieszym. Wiele zamocowano prowizorycznie, zwykłym drutem. "To niedopuszczalne" - mówi rzecznik ZDM Bogumił Grenz. Straż miejska musiała już interweniować na rondzie Jagiellonów w Bydgoszczy, gdzie reklamy Araszkiewicz przewróciły się, zagrażając bezpieczeństwu na jezdni.
Od wtorku bydgoski Zarząd Dróg Miejskich usiłuje zmusić sztab wyborczy PO do usunięcia plakatów. Bezskutecznie. Dlatego ZDM w wysłanym do sztabu w czwartek faksie straszy Platformę słonymi karami.
Źródło: Gazeta Pomorska