Nazistowskie symbole robią furorę przede wszystkim wśród obcokrajowców. Tradycyjne pamiątki ze stolicy odchodzą do lamusa. Miejsce kolorowych koszulek i widokówek z Pałacem Kultury zajmują metalowe wpinki ze swastyką.
Około siedemdziesięcioletni mężczyzna w wysłużonym garniturze spaceruje wokół pl. Zamkowego. Czasem przystaje i otwiera swoją walizkę. Jej zawartość za każdym razem spotyka się z dużym zainteresowaniem przechodniów. Znajdują się w niej bowiem radzieckie i polskie symbole z czasów drugiej wojny światowej. Obok nich leżą wpinki ze swastykami. Okazuje się, że tego lata były turystycznym hitem - akcentuje stołeczny dziennik.
"Swastyka za dwie dychy – Trzydzieści" – handlarz starociami rzuca cenę znaczka. Po krótkim targowaniu się, spuszcza ją jednak do 20 zł. "Szkoda, że mi się kończą, bo dobrze schodzą" – komentuje i tłumaczy, że znaczki pochodzą z jego rodzinnej kolekcji. Kolekcjonerzy militariów wątpią jednak w oryginalność tych znaczków. "Za prawdziwe płaci się na targach staroci nawet dwieście złotych" – przyznaje Janek, dwudziestoletni członek grupy organizującej rekonstrukcje historyczne. "Myślę, że to jakieś podróbki wykonane pod turystów" – dodaje.
Kombatanci są oburzeni takim procederem. "Nawet jeśli to fałszywe znaczki, ktoś powinien się zająć tą osobą" – ocenia Edmund Baranowski ze Związku Powstańców Warszawskich. "Wyprzedawanie militariów tego rodzaju na ulicy jest zdecydowanie naganne" – mówi. Podobnie uważają stołeczni Żydzi. "Smutne, że nikt wcześniej nie zwrócił uwagi na tego handlarza. A przecież powinno się go ścigać, bo popełnia przestępstwo" – uważa Jan Jagielski z Żydowskiego Instytutu Historycznego. "Rozumiem, że nie można złapać osób, które rysują na murach powieszone na szubienicy gwiazdy Dawida, bo są młode i uciekają. Ale kogoś propagującego nazizm w ten sposób można przecież dość łatwo odnaleźć" – konkluduje.
"Funkcjonariusze zajmą się sprawą handlarza militariów" – obiecuje Tomasz Oleszczuk ze śródmiejskiej komendy policji. Jego zatrzymanie może nie być jednak takie proste. Prawnicy wciąż spierają się, czy sprzedawanie nazistowskich akcesoriów podpada pod artykuł 256. kodeksu karnego o "publicznym propagowaniu faszystowskiego ustroju państwa" - zauważa "ŻW".
Źródło: "Życie Warszawy"