Naukowcy z Paryskiej Szkoły Ekonomicznej przekonują, że wiara daje szczęście już na tym świecie.
Człowiek, który jest przekonany, że życie ma sens i wcale nie kończy się śmiercią, a codzienne trudności są w gruncie rzeczy mało ważne, łatwiej akceptuje świat i znosi przeciwności losu. Jest spokojny, gdy potrafi we wszystkim zawierzyć Bogu. Umie prawdziwie cieszyć się życiem, gdy żyje w zgodzie ze Stwórcą, jego stworzeniem i sobą…
Jednak moglibyśmy pewnie wskazać też ludzi, dla których wiara oznacza życie w nieustannej obawie przed grzechem, albo w strachu przed złym światem i w nienawiści wobec prawdziwych lub rzekomych wrogów wiary. To ludzie trudni w pożyciu przez swoją apodyktyczność – raczej neurotyczni niż spokojni.
Spotkaliśmy też może osoby promieniejące dobrocią, pogodzone ze sobą i światem, życzliwe ludziom, ale niewierzące, w każdym razie nie w sensie religijnym. Gdy ja wierzę w ciebie, a ty we mnie, gdy wierzymy, że jest sens żyć, kochać i rodzić dzieci – to też jest wiara, powszechna, ale wcale nie oczywista i niekoniecznie inspirowana religią.
Jeśli w ślad za paryskimi uczonymi przyjmiemy, że szczęście daje wiara, która jest jakimś zawierzeniem i ufnością, pewnością obranej drogi i trzymaniem się zasad, to postawa ta nie musi się pokrywać z publicznie wyznawaną przez kogoś religią. Poczucie bliskości Boga i zakorzenienie we wspólnocie i tradycji, z pewnością pomagają. Stąd mówi się czasem, że ktoś stracił wiarę, a nie, że zyskał niewiarę. Co prawda, mówi się też, że ktoś stracił złudzenia, a nikt przecież nie zaleca kultywowania złudzeń.
Można się obruszyć, gdy mówimy o korzyściach płynących z wiary, tak jakby chodziło tylko o jej doraźną użyteczność dla naszej psychiki, a nie o to, że odsłania ona po prostu Prawdę o Bogu i człowieku. Jednak w rozstrzygnięciu tego sporu – odsłania, czy nie - raport paryskiej Szkoły Ekonomicznej nam nie pomoże.