Od czego tu zacząć po tak długiej przerwie w pisaniu? No najlepiej od początku. Tylko w miarę szybko i do brzegu - powiedzą niecierpliwi. Hm.. tylko jak tu szybko skoro tyle się dzieje. I to nie o polskie sprawy chodzi, chociaż będzie teź o wyborach. W Afganistanie.
Miałem dzisiaj okazję zobaczyć na własne oczy niesamowitą komisje wyborczą. A właściwie przedwyborczą. W hali ogrodzonej murami amerykańskiej bazy NATO, w starym, rozsypującym się nieco hangarze siedzi około dwustu osób. Zawaleni od stóp do głów papierami, kolorowymi znaczkami i zdjęciami. W środku - jak na afgańskie warunki klimatyczne - może nie ma upału, ale spokojnie - jest jakieś 40 stopni Celsjusza. Więc nie trudno sobie wyobrazić, że od czasu do czasu daje się wyczuć, że praca wre, a wybory zbliżają.
Cóż robi ta przedziwna komisja? Przygotowuje informacje na temat kandydatów, sprawdza ich biografie i produkuje karty do głosowania. Żeby nie było: wszystko dzieje się pod czujnym okiem dwóch starszych panów ubranych w afgańskie mundury, którzy nie wiedzieć czemu nie siedzą na hali, tylko w malutkim pokoiku. Siedzą i nie otwierając okna palą papierosa za papierosem, popijać przy tym parzoną, supersłodką i superaromatyczną herbatkę. Widać stresująca to robota.
A teraz na poważnie. Wybory w Afganistanie to rzecz niezwykła. Nie będę się rozwodził nad tym, jak wynik może wpłynąć na bezpieczeństwo naszych żołnierzy, bo pewnie będzie okazja, by o tym jeszcze napisać. Podobnie jak nie zamierzam analizować pozycji Afganistanu na scenie międzynarodowej po wygranej lub przegranej któregoś z kandydatów.
Z czysto ludzkiego punktu widzenia oglądanie tych przygotowań sprawia, że przez cały czas zadaję sobie pytanie w jakim świecie się to dzieje. Pamiętamy wybory w USA czy w Polsce. Szybkie komputery, gigantyczne przedsięwzięcia telewizyjne, teleportacje, wyniki podawane na bieżąco itp, itd. A tu? W hali dwustu mężczyzn. Komputery co prawda są, ale większość czynności wykonuje się ręcznie. Zdjęć na karty wyborcze nie naklejają maszyny, ale ludzie. Podobnie jest z adresowaniem kopert, które niebawem ruszą wojskowymi transportami do okręgowych komisji wyborczych.
I jeszcze jedno: liczba ubiegających się o prezydenturę kandydatów. Tylko, by nie powiedzieć aż - czterdziestu jeden.