"Burze i pioruny sieją śmierć i zniszczenie" - alarmował 19 sierpnia 1937 roku "Ilustrowany Kurier Codzienny". Kilka dni wcześniej uderzenie pioruna w krzyż na Giewoncie spowodowało śmierć trzech osób. Czwarta zmarła wkrótce z powodu obrażeń. Dwa lata później, 15 sierpnia 1939 roku doszło do największej dotychczas tatrzańskiej tragedii, w której główną rolę odegrała burza. Piorun poraził wówczas wycieczkę żydowskich harcerzy na Świnicy. Zginęło sześć osób.
Burza rozpętała się 15 sierpnia 1937 roku około godziny 12. Turyści, którzy wówczas znajdowali się na szczycie Giewontu, pozostali tam, najprawdopodobniej bojąc się schodzić w dół w ulewnym deszczu.
Wśród nich byli dwaj bracia, Eugeniusz i Leopold Schönvogt. Ten pierwszy to wybitny epidemiolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Drugi był właścicielem tkalni w Pabianicach, odwiedzał brata w trakcie wakacji. Bardzo pragnął zobaczyć panoramę Tatr z najwyższego szczytu, więc gościnny Eugeniusz zapewnił mu taka atrakcję.
Za przewodników Schönvogtowie wybrali Jana Mroza, kobziarza z Zakopanego, oraz Kazimierza Banię, sprzedawcę ciastek. Ten ostatni, według plotki, miał wchodzić na Giewont z taca pełną ciastek (nie upuszczając ani jednego!) i tam je sprzedawać. Mróz natomiast, jak wynika z relacji świadków, "bezpośrednio przed burzą zabawiał wesołymi gadkami góralskimi całe towarzystwo, przygrywając na kobzie". Był z nim jego nastoletni syn - relacjonował IKAC.
"Porucznik" biegnie po ratunek
Kiedy przyszła nawałnica, bracia Schönvogtowie rozdzielili się. Leopold i Jan ulokowali się kilka metrów od krzyża, zaś Eugeniusz i Kazimierz usiedli na skałach po drugiej stronie. Nawałnica była tak potężna, ze mimo niewielkiej odległości obie grupy nie widziały się i nie słyszały.
Piorun uderzył w krzyż około południa. Jednym ze świadków tragedii był mężczyzna, którego IKAC określa jako "Porucznika K.". Podczas burzy znajdował się on kilka metrów poniżej kopuły Giewontu. "Został on porażony i na chwilę stracił przytomność. Po odzyskaniu przytomności był pierwszym, który zdołał zbiec na dół do schroniska na Hali Kondratowej i zaalarmował tam o wypadku zebranych". Zawiadomieni przez "porucznika" górale wysłali grupę ratunkową
Leopold, Jan i Kazimierz zginęli na miejscu. Jak podaje meldunek TOPR którego treść opublikował portal zyciepabianic.pl, ciała Schönvogta i Mroza "leżały W oddaleniu 10 metrów od krzyża doszczętnie zwęglone (…) stykając się plecami". Zwłoki Kazimierza leżały dalej – według relacji świadków młody kelner w chwili uderzenia pioruna znajdował się około 20 metrów od krzyża. Nie uchroniło go to jednak od tragicznej śmierci.
Obrażenia Eugeniusza wydawały się początkowo na tyle niegroźne, ze IKAC zapowiadał, że jego życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Dziennik mylił się jednak, lekarz zmarł kilka dni później. Obaj Schönvogtowie zostali pochowani w Pabianicach.
Oprócz ofiar śmiertelnych w skutek burzy rannych zostało też 13 innych turystów, którzy przebywali tego dnia na Giewoncie.
Tragedia na Świnicy
Dwa lata później, 15 sierpnia 1939 roku doszło do największej dotychczas tatrzańskiej tragedii, w której główną rolę odegrała burza. Piorun poraził wówczas wycieczkę żydowskich harcerzy na Świnicy.
"Uczestnicy wycieczki schodzili w dół, gdy wtem zerwała się burza z gradem i piorunami. Jeden piorun – czy też dwa , jak podają inni – uderzył w wycieczkę. Po uderzeniu pioruna grupa wycieczkowiczów została rozbita. Część w popłochu zaczęła podążać w stronę Zawratu, druga część w stronę Pięciu Stawów, a część została oszołomiona i unieruchomiona pod Świnicą, względnie pospadała na dół" – opisywał okoliczności tragedii IKAC.
Pierwszymi zidentyfikowanymi ofiarami tragedii byli kierownik wycieczki Henryk Josse i uczestniczka, 20-letnia Hutke Rottenberg. "Po uderzeniu pioruna osunęli się oni (…) kilkadziesiąt metrów w dół, rozbijając sobie głowy i doznając ciężkich obrażeń". Oboje zostali zmieceni przez lawinę skalną, wywołana właśnie wyładowaniem.
Następnego dnia zmarł Diament z Rzeszowa, a dwa dni później 17-letni krakowianin Nachum Glodberg. Długo nie było wiadomo, czy wszyscy uczestnicy wycieczki zostali odnalezieni – listy nie było, a przewodnik zginął. 19 sierpnia pojawiła się informacja – zapewne przekazana przez innych uczestników wyprawy – że brakuje dwóch osób. "Straszliwie pokaleczone" ciała Żaka Szneldra z Żywca i Esty Dymównej z Krakowa znaleziono 20 sierpnia w żlebie pod Świnicą. W sumie tragedia pochłonęła 6 osób, a niezliczenie więcej zostało rannych.
Autor: Anna Winiarska/gp / Źródło: TVN24 Kraków / zyciepabianic.pl
Źródło zdjęcia głównego: NAC (Sygnatura: 1-S-3813)