We Wrocławiu trwa proces w sprawie śmiertelnego porażenia prądem na szkolnym boisku 14-letniego Filipa R. Na ławie oskarżonych zasiedli dyrektorka gimnazjum, policjant i dyspozytor pogotowia energetycznego.
Wszyscy troje odpowiadają za narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia chłopca. Według prokuratury, oskarżeni o awarii wiedzieli wcześniej, ale nie zlikwidowali zagrożenia i zlekceważyli docierające do nich na ten temat sygnały. Teraz grozi im od 3 do 5 lat więzienia.
Pierwsza składała wyjaśnienia Ewelina G., zawieszona w obowiązkach dyrektorka Gimnazjum nr 3 we Wrocławiu. Przed sądem stwierdziła, że nie wiedziała o niczym, co mogłoby grozić dzieciom przebywającym na szkolnym boisku. Zaprzeczyła tym samym zeznaniom woźnej ze szkoły, która twierdzi, że już dwa tygodnie przed tragedią alarmowała, że z płotem jest coś nie tak.
W sądzie są także policjant Krzysztof C. i dyspozytor pogotowia energetycznego Zygmunt L., oskarżeni o to, że nie przyjęli w połowie lipca od Barbary C., mieszkającej niedaleko boiska, zgłoszenia o zauważonym przez nią na boisku szkolnym zagrożeniu.
Policjant powiedział przed sądem, że nie poczuwa się do winy, ale przyznał, że otrzymał takie zgłoszenie i skierował kobietę do pogotowia energetycznego.
Kobieta, która usiłowała powiadomić odpowiednie służby o zagrożeniu, dowiedziała się o niebezpiecznej siatce od syna Jarosława, studenta IV roku Akademii Medycznej. Ten, grając w piłkę na boisku szkolnym, sam został porażony prądem, ale lekko i nie doznał większych obrażeń.
Dwa tygodnie później, śmiertelnie porażony prądem został Filip R. Do wypadku doszło 30 lipca 2006 r. w centrum Wrocławia. Filip grał z kolegami w koszykówkę. Gdy piłka wpadła na mur okalający boisko, uczeń wspiął się na niego, a później na metalową siatkę, która - jak się okazało - była pod napięciem. O metalowe ogrodzenie opierał się kabel wysokiego napięcia z przetartą izolacją, zasilający pobliski zakład przemysłowy.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24