Wojskowa prokuratura badająca katastrofę smoleńską przesłuchała ekspertów, na których powołuje się Antoni Macierewicz. Przedstawili swoje kompetencje, nie przedstawili jednak żadnych dowodów - pisze "Gazeta Wyborcza".
Prokuratura pytała ekspertów m.in. o dowody na poparcie lansowanych przez zespół Macierewicza hipotez, że w Smoleńsku samolot rozpadł się po wybuchach, a skrzydło nie mogło oderwać się w zderzeniu z brzozą.
- Żaden nie przekazał materiałów i danych, które stanowiły podstawę do prezentowanych wcześniej wniosków - powiedział "GW" rzecznik prokuratury, kpt. Marcin Maksjan. - Jeden z przesłuchanych świadków wskazał, że podstawą wniosków na temat katastrofy był "eksperyment myślowy" oparty na wiedzy pochodzącej z fotografii z miejsca katastrofy - dodał.
Kpt. Maksjan nie chciał ujawnić nazwisk przesłuchanych ekspertów. Jednak według informacji przekazanych przez pełnomocników ofiar "Gazecie Wyborczej", byli to trzej profesorowie - Wiesław Binienda, Jan Obrębski i najprawdopodobniej Jacek Rońda.
Trzej eksperci
Jak pisze "GW", czołowy ekspert Macierewicz prof. Wiesław Binienda z Uniwersytetu w Akron w USA nie przekazał śledczym symulacji, która miała dowodzić, że skrzydło tupolewa powinno wytrzymać zderzenie z brzozą. Twierdził, że materiały te są własnością uniwersytetu i nie może nimi dysponować. Według "Gazety Wyborczej" pracował on jednak na uczelni za prywatne pieniądze. Prof. Binienda - według gazety - podczas przesłuchania poprosił także prokuraturę o udostępnienie mu parametrów skrzydła tupolewa. Jak zauważa "GW", bez nich nie ma możliwości stworzenia symulacji zachowania się skrzydła w zderzeniu z przeszkodą, a mimo to prof. Binienda taką symulację stworzył.
Z kolei prof. Jan Obrębski z Politechniki Warszawskiej wysnuł swoje wnioski na podstawie 40-minutowego badania elementu metalowego pochodzącego z miejsca katastrofy, który przekazała mu nieznajoma osoba - pisze dziennik. Nie ma nawet pewności, z której części samolotu ten fragment pochodzi.
Ekspert po analizie stwierdził, że "element został rozerwany od wewnątrz", co świadczy o "punktowych eksplozjach". Swoje doświadczenia w badaniu katastrof lotniczych oparł na tym, że od dziecka interesuje się lotnictwem, sklejał modele samolotów, a kiedyś siedział w kokpicie samolotu myśliwsko-bombowego. Zapytany o doświadczenie w dziedzinie materiałów wybuchowych, wyznał śledczym, że był świadkiem eksplozji w szopie - pisze "GW".
Trzeci z ekspertów - prof. Jacek Rońda z AGH - także nie przekazał śledczym żadnych obliczeń - pisze gazeta.
Autor: aw//bgr / Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24