Prokuratura umorzyła sprawę usunięcia przez działaczy Solidarności napisu "im. Lenina" z nad bramy gdańskiej stoczni. Zawiadomienie o zniszczeniu bramy złożył samorząd. Śledczy uznali, że związkowcy nie chcieli niszczyć bramy - odpiłowany napis oddali miastu.
- Decyzja o umorzeniu postępowania zapadła we wtorek. Prokuratorzy nie dopatrzyli się w działaniach związkowców czynu zabronionego – tłumaczy szef Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa Cezary Szostak.
Napis i order wróciły do właściciela
Prokurator wyjaśnił, że w śledztwie ustalono, iż decyzja o demontażu napisu "im. Lenina" oraz także metalowego symbolu Orderu Sztandaru Pracy - zapadła 28 sierpnia ub.r. podczas obrad Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". - Związkowcy postanowili, iż po zdjęciu wspomnianych elementów bramy oddadzą je miastu, które jest właścicielem historycznej bramy stoczni. Zamiarem związkowców nie było więc zniszczenie elementów bramy, ale ich demontaż – tłumaczy prokurator. Jak dodaje, odpiłowane napis i order wróciły do właściciela.
Miasto może żądać zwrotu sumy
Szostak poinformował także, że - w związku z usunięciem napisu i orderu - miasto wyceniło swoje straty na prawie 8,9 tys. zł. Dodał, że tyle kosztowałoby ponowne umieszczenie na bramie zdjętych elementów. - Nic nie stoi na przeszkodzie, aby miasto wystąpiło do związkowców o zapłatę wspomnianej sumy – wyjaśnia.
- Śledczy ustalili, iż usunięte przez związkowców elementy nie były objęte ochroną związaną z wpisem do rejestru zabytków. Ochrona taka dotyczy samej bramy i części muru – zaznacza prokurator.
Napis "im. Lenina"
Napis "im. Lenina" i symbol Orderu Sztandaru Pracy zostały odcięte 28 sierpnia ub.r. przez działaczy KK NSZZ "S" w proteście przeciwko działaniom miasta Gdańska, które odtworzyło nad stoczniową bramą napis "Stocznia Gdańska im. Lenina", chcąc w ten sposób uczynić z bramy swoiste świadectwo historii. W demontażu związkowcom towarzyszyli posłowie PiS Andrzej Jaworski oraz Janusz Śniadek.
Po usunięciu elementów bramy szef "S" Piotr Duda mówił dziennikarzom, że Komisja zrobiła to, co do niej należało. "To jest normalna rzecz, bo zbliżają się uroczystości 31 sierpnia, a przed każdymi uroczystościami się sprząta i myśmy po prostu posprzątali. Miejsce Lenina jest na śmietniku historii" - wyjaśniał. "My się Leninem brzydzimy, więc niech sobie prezydent Paweł Adamowicz (prezydent Gdańska) go zabiera i powiesi na budynku Urzędu Miasta" - powiedział Duda.
Zawiadomili policję
Po akcji "S" miasto zawiadomiło policję o uszkodzeniu należącego do niego mienia. Sprawą zajęła się też prokuratura Gdańsk-Oliwa. Kilka dni po demontażu zdarzeniach policja zwróciła się do związkowców o oddanie odpiłowanych elementów, a ci wydali je funkcjonariuszom bez problemów.
Miasto Gdańsk postanowiło przywrócić stoczniowej bramie wygląd z sierpnia 1980 r. i w połowie maja ub.r., w miejscu dotychczasowego napisu "Stocznia Gdańska S.A.", pojawiła się nazwa "Stocznia Gdańska im. Lenina", na bramę wrócił też metalowy Order Sztandaru Pracy, a także napisy "Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się", "Dziękujemy za dobrą pracę" oraz postulaty strajkowe. Odtworzenie bramy kosztowało prawie 68 tys. zł.
Takim zmianom od początku sprzeciwiała się "S" gdańskiej stoczni: napis "im. Lenina" kilkakrotnie był zasłaniany transparentem ze słowem "Solidarność". Troje pomorskich posłów PiS - Anna Fotyga, Andrzej Jaworski i Maciej Łopiński - złożyło też do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przez miasto przestępstwa polegającego na propagowaniu idei komunistycznych. Prokuratura umorzyła jednak sprawę, uznając argumenty samorządu, że brama jest świadkiem historii.
Autor: aja / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24