Wciąż nie wiadomo, kim była kobieta, której czaszkę znaleziono w parku Sosnowcu. Nie udało się wyizolować DNA, bo czaszka jakiś czas leżała w wodzie. Jakim cudem znalazła się na trawie? Nie ujawniono na niej żadnych śladów zwierzęcych kłów. Nie znaleziono też żadnych innych szczątków ludzkich. Badania trwają.
- Czaszka została znaleziona na trawie w Parku Tysiąclecia w Sosnowcu pod koniec maja tego roku.
- Należała do kobiety w wieku 40 - 45 lat.
- Kobieta zmarła około 4 - 5 lat temu.
- Nie leżała w ziemi, do czaszki przylgnęły glony, co wskazuje, że przebywała w bardzo wilgotnym środowisku.
Tyle udało się ustalić na podstawie badań patomorfologicznych i antropologicznych. - Czaszka po śmierci kobiety prawdopodobnie trafiła do wody. Środowisko beztlenowe spowodowało degradację materiału genetycznego - informuje Zbigniew Pawlik z prokuratury rejonowej Sosnowiec - Północ.
To nie jest zaginiona żona policjanta
Sprawa była pilna, a wszelkie ustalenia do dzisiaj tajne, bo osobą numer jeden, którą brano pod uwagę była Anna G. z Czeladzi, zaginiona w 2012 roku pracownica sosnowieckiego ZUS i żona policjanta z Sosnowca. W 2015 roku policjant usłyszał zarzut zamordowania żony, ale nie przyznaje się do tego. Nigdy nie znaleziono ciała zaginionej.
- Nie mogliśmy o tym informować dla dobra prowadzonego śledztwa w sprawie pani G. - mówi Pawlik.
Na gorąco - jak się potem okazało, mylnie - biegli ocenili, że czaszka należała do osoby około 30-letniej. Gdy G. zaginęła, miała 29 lat.
W Zakładzie Medycyny Sądowej w Katowicach nie udało się wyizolować DNA. Wtedy antropolog nałożył zdjęcie czaszki na fotografie żony policjanta. Pawlik: - Z bardzo dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że nie jest to czaszka G.
Przy okazji antropolog określił płeć, wiek oraz czas zgonu właściciela czaszki. Wiek powtórnie wykluczył G.
Dane posłużą teraz do dalszych poszukiwań, policjanci porównają je do osób w bazie zaginionych.
Równocześnie czaszka zostanie przebadana powtórnie w innym zakładzie medycyny sądowej. Jeśli te działania nie pomogą, śledczy zastanowią się nad sporządzeniem portretu pamięciowego. Będzie to trudne z uwagi na brak żuchwy.
Na koniec wytypowane w całym kraju osoby będzie można sprawdzić u dentystów. Górne zęby czaszki mają plomby, gdzieś musi być kartoteka leczenia stomatologicznego.
Były inne szczątki, ale zwierzęce
Najbardziej intryguje miejsce znalezienia czaszki oraz to, że była odosobniona. - Policjanci cztery razy przeczesali cały park. Znajdowali kości i jeśli nie można było od razu wykluczyć, że należały do człowieka, natychmiast były wysyłane do badań - opowiada Pawlik.
Wszystkie znalezione szczątki okazały się zwierzęce.
Czaszka leżała na ziemi, w trawie, a nie w wodzie czy w pobliżu brzegu. W sosnowieckim parku jest dużo stawów, przepływa przez niego rzeka Brynica, która ciągnie się na długości 55 km przez kilka śląskich miejscowości. Rzeka mogła wezbrać, jak przypuszcza prokurator i wyrzucić czaszkę, która wpadła do Brynicy w innym mieście.
Mogły ją też wywlec zwierzęta (początkowo przypuszczano, że wykopały ją z grobu). Ale na czaszce nie ujawniono śladów zębów.
Jastrzębie nakierowały na czaszkę
Niemniej frapujący jest sposób odkrycia czaszki. 23 maja znaleźli ją przypadkiem dwaj ornitolodzy - amatorzy. Natknęli się na nią, podążając śladem młodych jastrzębi, które nagle wyfrunęły z gniazda. Weszli w mało uczęszczany rejon. Gdyby nie ptaki i pasja mężczyzn, czaszka mogłaby tam dotąd leżeć.
Co ciekawe, jeden z ornitologów, Olaf Guzenda od razu stwierdził, że właściciel czaszki zmarł najpóźniej 5 lat temu i nigdy nie był pochowany. Jest kamieniarzem z zawodu i wystarczyło, że obejrzał makabryczne znalezisko. Pomylił się tylko w jednym, że czaszka należała do dziecka. Dodawał jednak, że mogła to być drobna kobieta i tego badania antropologiczne nie wykluczają.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice