- Artykuł jest pełen kłamst i insynuacji - mówiła w "Kropce nad i" Anna Grodzka, komentując doniesienia tygodnika "W Sieci". - Od 33 lat mam diagnozę transseksualności. Bzdurą jest teza, że zmieniłam płeć po to, żeby wejść do polityki - stwierdziła.
Anna Grodzka komentowała w "Kropce nad i" informacje o niej, które opublikował w poniedziałek tygodnik „W Sieci”. Miały one "odsłonić" posłankę. Autor artykułu po przeprowadzeniu - jak pisze - "dziennikarskiego śledztwa", sugeruje, m.in. że transseksualność Anny Grodzkiej jest projektem politycznym.
Kandydatka Zielonych na prezydenta RP stwierdziła, że czegoś tak "nieprofesjonalnego i paskudnego moralnie" nie widziała. Przekonywała, że artykuł jest pełen kłamstw i insynuacji.
"Mam diagnozę transseksualności od 33 lat"
Jak wyjaśniała, absolutną bzdurą jest teza artykułu jakoby zmieniła płeć po to, żeby wejść do polityki. - Autor powinien wiedzieć, że od 33 lat mam diagnozę transseksualności. A kobietą czuję się od zawsze - mówiła.
Dziennikarz "W Sieci" wysnuł taki wniosek m.in. na podstawie doniesień jakoby Anna Grodzka mieszkała z heteroseksualną kobietą, a w domu przebierała się w męskie ubrania.
Jak powiedziała, to że jest osobą transseksualną, nie determinuje jej orientacji. - Ja jej nigdy nie ujawniałam - dodała.
"Szkoda mi państwa Podobińskich"
Grodzka stwierdziła, że najbardziej szkoda jej państwa Podobińskich. To z Lalką Podobińską - według autora tekstu - ma mieszkać. Jak przekonywała, również w tym wypadku autor mija się z prawdą.
Anna Grodzka wyjaśniła, że dom, w którym mieszka, to bliźniak. - W jednej jego części mieszkają moi przyjaciele, Lalka Podobińska i jej mąż, z którymi znam się od 2006 roku - powiedziała.
Poinformowała, że budynek jest współwłasnością, ponieważ razem go budowali.
"Prowadzę samotnie gospodarstwo"
Posłanka podkreśliła, że nie jest z nikim związana. - Prowadzę samotnie gospodarstwo, z nikim nie jestem związana intymnie. Dodała, że to oficjalne oświadczenie.
Udzieliła również odpowiedzi na pytanie o kwestię, która tak bardzo interesowała tygodnik, czyli sprawę usunięcia męskiego organu płciowego. - Przeszłam całą korektę płci - poinformowała Grodzka. Jej zdaniem, tak osobista sprawa nie powinna obchodzić autora publikacji: - To jak wyglądają czyjeś organy płciowe w jego działalności publicznej nie ma najmniejszego znaczenia.
Zapytała, czy można sobie wyobrazić dochodzenie w sprawie stanu organów płciowych np. Jarosława Kaczyńskiego? - To wobec posłanki Grodzkiej można, a wobec kogoś innego byłoby to uwłaczające? - zastanawiała się.
Stwierdziła również, że nie wierzy, iż sąsiedzi mogli udzielać jakichkolwiek informacji na temat jej ubioru domowego. - Wszystkie moje męskie ciuchy oddała biednym i rodzinie - powiedziała. - W moim domu nie ma ani jednego męskiego ciucha.
Rozważa pozew
Grodzka powiedziała też, że poważnie zastanawia się nad pozwem: - Moja adwokatka doradza mi, żebym założyła sprawę. Jeśli ktoś kłamie, stara się poniżyć, dokonuje insynuacji bez pokrycia zasługuje na takie postępowanie.
Na koniec programu Monika Olejnik zapytała posłankę, czy chciałaby podrzeć tygodnik "W Sieci", który ma przed sobą. Anna Grodzka upewniła się, czy nie będzie już dziennikarce potrzebny i powiedziała, że z przyjemnością to zrobi. - Dziękuję za tę radość - dodała i porwała tygodnik na kawałki.
Autor: js//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24