Jeżeli dzięki głosom Porozumienia Jarosława Gowina PiS przegra, będzie to ciekawe o tyle, że po raz pierwszy od 2015 Jarosław Kaczyński straci kontrolę nad swoim obozem - powiedział w "Faktach po Faktach" były premier, obecnie eurodeputowany Leszek Miller. - Jutro się okaże, czy pan Gowin jest rycerzem na białym koniu, czy też jest tylko błędnym rycerzem – mówił.
Na 10 maja zaplanowane są wybory prezydenckie. Senat we wtorek wieczorem odrzucił przyjętą przez Sejm na początku kwietnia ustawę przewidującą głosowanie w pełni korespondencyjne. Ustawa wróciła do Sejmu, jednak jej ponowne uchwalenie nie jest przesądzone wobec zdecydowanego sprzeciwu opozycji i możliwego dołączenia do niej przynajmniej części posłów Porozumienia Jarosława Gowina wchodzącego w skład Zjednoczonej Prawicy.
W Sejmie do odrzucenia stanowiska Senatu wymagana jest bezwzględna większość głosów - o jeden głos więcej niż wszystkich pozostałych głosów (przeciw i wstrzymujących się). Obecnie klub PiS liczy 235 posłów, spośród których 18 to posłowie koalicyjnego Porozumienia.
"Jutro się okaże, czy pan Gowin jest rycerzem na białym koniu, czy też jest tylko błędnym rycerzem"
Do politycznej układanki przed głosowaniem w Sejmie oraz możliwym odrzuceniu ustawy głosami Porozumienia odniósł się w "Faktach po Faktach" były premier, eurodeputowany Leszek Miller. - Jeżeli dzięki jego [Jarosława Gowina i Porozumienia - red.] głosom PiS przegra, będzie to ciekawe o tyle, że po raz pierwszy od 2015 Jarosław Kaczyński straci kontrolę nad swoim obozem. To może mieć różne implikacje, w tym nasilenie tendencji odśrodkowych, które w PiS-ie niewątpliwie zachodzą – mówił były premier.
Jak dodał, "jutro się okaże, czy pan Gowin jest rycerzem na białym koniu, czy też jest tylko błędnym rycerzem. To będzie zależało od tego, ilu ma zwolenników".
- Gdyby się okazało jutro, że PiS przegra, to mamy po raz pierwszy nową większość sejmową, która albo okaże się incydentalna, albo okaże się w miarę stabilna i wtedy można zmienić marszałka Sejmu, bo taka nowa większość może to zrobić. Czy to będzie Jarosław Gowin? Dlaczego nie, myślę że byłby dobrym marszałkiem Sejmu – powiedział gość TVN24.
Zapytany o to, czy w dalszej konsekwencji taka ewentualna większość mogłaby doprowadzić do zmiany rządu, Miller odpowiedział, że "to jest trudniejsze". - Chociaż jeżeli jest większość, to można spróbować uchwalić konstruktywne wotum nieufności, ale wtedy pojawia się problem, jaki będzie miał program ten nowy rząd. Dzisiaj program, który miałby pogodzić ugrupowania od prawa do lewa, jest trudny, ale wszystko zależy, na ile nowa większość byłaby trwała - dodał.
"Mam wrażenie, że to kłusownictwo odbywa się w stanie bezrozumnego oszołomienia"
- Na pewno przeprowadzono dziesiątki rozmów, oferowano różne profity, ale jaki będzie skutek? - pytał Miller, odnosząc się do doniesień, że Prawo i Sprawiedliwość do ostatniego momentu próbowało przekonać posłów z innych formacji do poparcia ustawy o wyborach korespondencyjnych.
- Mam wrażenie, że to kłusownictwo odbywa się w stanie bezrozumnego oszołomienia. To nie jest działalność zaplanowana, precyzyjna. Można powiedzieć, że to ślepy tor, na którym panuje największy ruch - mówił.
Niemniej, zdaniem byłego premiera, "siła przyciągania" Jarosława Kaczyńskiego nadal jest duża. - Nie jest powiedziane, że jutro PiS przegra to głosowanie, tym bardziej że będzie prowadzone bez obecności wszystkich posłów. (…) Różne rzeczy mogą się zdarzyć. Na miejscu opozycji bardzo precyzyjnie bym się przygotował do tego głosowania - dodał eurodeputowany.
"Dla mnie to się nic nie zmienia czy 10 czy 23 maja"
Leszek Miller był także pytany o to, czy jeśli wybory zostaną przeniesione na inny z majowych terminów, to weźmie w niech udział. - Dla mnie to się nic nie zmienia, czy 10, czy 23 maja, to jest to samo – powiedział.
- Wybory to nie tylko dzień głosowania. Ubolewam nad tym, że dyskusja, która się w Polsce toczy, dotyczy głównie dnia głosowania. (…) Proces wyborczy to cała kampania, to złożony mechanizm, gdzie uczestniczą zarówno wyborcy, kandydaci, organy administracji publicznej. Prawo wyborcze nie może być bez przerwy zmieniane, musi być stabilne, nie może być co do niego żadnych wątpliwości – tłumaczył Miller.
Jego zdaniem "to, co nam zgotowała pisowska władza, to zaprzeczenie tych reguł". - Dla mnie to arlekinada, w której nie powinno się uczestniczyć - mówił.
Leszek Miller o pytaniach marszałek Witek
Leszek Miller mówił też o pytaniach marszałek Sejmu Elżbiety Witek przesłanych do szefa Państwowej Komisji Wyborczej o to, czy można przeprowadzić wybory 10 maja, a także do Trybunału Konstytucyjnego, w którym zapytała, czy przesunięcie przez nią terminu wyborów będzie sprzeczne czy zgodne z konstytucją.
- To jest coś okropnego, to jest coś szalenie wstydliwego i bardzo nieprzyjemnego. Jeżeli zdamy sobie sprawę z tych okoliczności, że oto na cztery czy trzy dni przed wyborami pani marszałek Sejmu pyta, czy wybory można zorganizować i czy można je przenieść, to to jest kompletna kompromitacja - uważa były premier.
Zdaniem Millera Trybunał Konstytucyjny nie ma kompetencji, żeby odpowiedzieć na zapytanie marszałek Sejmu. - Sam wniosek pani marszałek jest nadużyciem, ponieważ Trybunał Konstytucyjny orzeka o zgodności ustaw z konstytucją, a nie dokonuje wykładni obowiązującego prawa - zwrócił uwagę.
- Okazuje się, że pani marszałek nie zna podstawowej zasady zapisanej w konstytucji: zasady legalizmu. Otóż ta zasada stanowi, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, a więc wszelkie działania tego organu muszą być oparte o wyraźnie określone normy kompetencyjne - mówił.
Jego zdaniem, "jeżeli pani marszałek mówi, że nie ma takiego przepisu, który umożliwiłby zrobić to, co ona robi, to sama się przyznaje, że nie ma prawa, by to zrobić". - Ponieważ to zrobiła, to to jest najbardziej smutny przejaw braku kompetencji pani marszałek Witek, która jest parodystką marszałka Sejmu - powiedział gość TVN 24.
Źródło: TVN24