Do dymisji się nie podam. Wotum zaufania otrzymałem, weryfikacji poddam się niedługo na kongresie - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz. W TVN24 analizował swój wynik wyborczy.
Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak Kamysz w wyborach prezydenckich 28 czerwca uzyskał niecałe 2,4 procent poparcia.
W "Rozmowie Piaseckiego" skomentował, że jest to wynik "poniżej oczekiwań". Przyznał przy tym, że za nim "dziewięć miesięcy ciężkiej pracy" i "kampania, która dawała nadzieję na więcej". - Każdy musi wziąć głęboki oddech po czymś takim, ale myślę, że mam perspektywę wielu lat w polityce. Chciałbym, żeby wynik był lepszy, ale wszystko, co dobre, jeszcze przede mną - dodał.
Dopytywany o analizę swojego wyniku, Kosiniak Kamysz powiedział, że od chwili wejścia do wyścigu prezydenckiego kandydata Koalicji Obywatelskiej Rafała Trzaskowskiego "nie było przestrzeni do uzyskania" ani przez niego, ani przez Lewicę "lepszego wyniku". - Wiele osób opozycyjnych, a to byli głównie moi wyborcy, uznała, szczególnie w ostatnim momencie, że trzeba dać szansę temu, który ma największe szanse wejść do drugiej tury i on do niej nie może wejść ze słabym wynikiem - przyznał.
Kosiniak-Kamysz: każdego dnia robiłem tyle, ile jestem w stanie
Kosiniak-Kamysz oświadczył, że do dymisji z funkcji prezesa PSL się nie poda. - Wotum zaufania na zarządzie partii, który odbył się zaraz po wyborach, otrzymałem - zwrócił uwagę. - Weryfikacji poddam się już niedługo na kongresie, albo pod koniec tego roku, albo na początku przyszłego. Będę startował dalej na prezesa - podkreślił.
Prezes PSL nie powiedział, z kim będzie rywalizował o najwyższe stanowisko w partii. - Kongres jest najważniejszy, to 1300 osób z całej Polski, które decydują o przyszłości Stronnictwa - mówił.
- Nie mam poczucia niewypełnienia obowiązku. Mam poczucie, że każdego dnia robiłem tyle, ile jestem w stanie, z całej siły i całej mocy. Pewnie nieidealnie, ale dałem z siebie wszystko. Wyciągnę z tego wnioski - podsumował.
"Moi wyborcy wiedzą, jak się przyzwoicie zachować"
Komu przekaże swoje poparcie w drugiej turze? - Moi wyborcy wiedzą, jak się przyzwoicie zachować - odpowiedział Kosiniak-Kamysz. - Mają swój rozum. Jeśli pół miliona miało odwagę zagłosować na mnie w pierwszej turze, w tak spolaryzowanej rzeczywistości, to wiedzą, jakiego wyboru dokonać - dodał, podkreślając, że jego wyborcy "nie są szarą magmą, która będzie przesuwana w prawo albo w lewo".
- Większość moich wyborców, co pokazują analizy sondażowe, pewnie zagłosuje na Rafała Trzaskowskiego. Ja też jestem bliższy temu kierunkowi - przyznał. W tym kontekście gość "Rozmowy Piaseckiego" powiedział, że zauważył w przemówieniach Rafała Trzaskowskiego punkty swojego programu. - Usłyszałem w ostatnim czasie o emeryturze bez podatku, dobrowolnym ZUS-ie, dniu referendalnym, otwartej kancelarii prezydenckiej. Cieszę się, że mój program został prawie w 90 procentach zaakceptowany, jeszcze przed pierwszą turą - powiedział.
Dodał przy tym, że żałuje, że nie odbyła się wspólna debata prezydencka przed drugą turą. - Andrzej Duda nie dał tutaj szansy, żeby można było dziś poprzeć urzędującego prezydenta. Jako prezydent powinien doprowadzić do tej debaty - przekonywał.
Andrzej Duda "nie zadzwonił, nie miał ze mną kontaktu"
Andrzej Duda zaapelował w środę do wszystkich polityków podzielających takie wartości, jak dobro rodziny czy wspólnota kulturowa, polityków PSL, Koalicji Polskiej i Konfederacji o spotkanie po wyborach 12 lipca i rozmowę o najistotniejszych sprawach. Lider ludowców tego samego dnia odpowiedział prezydentowi na Twitterze: "Zamiast strzelać politycznymi ślepakami, radzę zająć się na serio polskimi sprawami: upadającą służbą zdrowia, rosnącym bezrobociem, bankrutującymi firmami".
W "Rozmowie Piaseckiego" Kosiniak-Kamysz pytany był o tę propozycję. Odpowiedział, że odebrał ją jako "chęć wciągnięcia w kampanię Andrzeja Dudy". - A ja się w to wciągnąć nie dam - zaznaczył, dodając, że nie odebrał telefonu w tej sprawie od prezydenta. - Nie miał ze mną kontaktu pan prezydent. Ostatni raz widzieliśmy się na debacie przedwyborczej - uściślił.
- Mówienie po pięciu latach, na trzy dni przed wyborami, żebyśmy się spotkali i pogadali, jest tylko i wyłącznie chęcią przeciągnięcia moich wyborców, wyborców Konfederacji, ale również podprogowo wyborców Szymona Hołowni - wymienił. - To kwestia próby przeciągania tych, którzy mogą zdecydować o wyborach (wyniku - red.) - tłumaczył. - To nie jest nawet mrugnięcie do nas jako do polityków, a do wyborców - dodał.
Gość Konrada Piaseckiego pytany o przewidywania rezultatu zbliżającej się drugiej tury wyborów prezydenckich ocenił, że "to się rozegra o niewielką liczbę głosów". - Nie pamiętam takich wyborów, w których to idzie tak łeb w łeb - powiedział.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24