Ataki na takim poziomie pobudzenia wydają się wątpliwe. Wskazują na to, że władza ma jakiś problem, postrzega swoją sytuację jako problematyczną - ocenił w programie "Czas Decyzji" socjolog Jarosław Flis. Komentował sejmowe wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego w czasie rozpatrywania wotum zaufania dla jego gabinetu.
W czwartek przed południem premier Mateusz Morawiecki złożył w Sejmie wniosek o wyrażenie jego rządowi wotum zaufania. Inspiratorem tego posunięcia - jak sam oświadczył - był prezydent Andrzej Duda. Po sejmowym wystąpieniu premiera i debacie - polegającej wyłącznie na zadawaniu pytań - odbyło się głosowanie, w którym 235 głosami Zjednoczonej Prawicy wyrażone zostało wotum zaufania dla gabinetu Morawieckiego.
"Wydaje się to dość ryzykowna strategia"
Socjolog Jarosław Flis, komentując tę sytuację w programie "Czas Decyzji" w TVN24, zauważył, że "jest początek kampanii wyborczej". - Ten plan, który się ułożył w głowach obozu rządzącego, jest taki, że pokazujemy zgodną współpracę, pokazujemy prezydenta Andrzeja Dudę jako osobę kluczową dla obozu władzy, dla całej strony rządowej i większości sejmowej, akcentujemy to, że prezydent zgodnie współpracuje z rządem - mówił. Jego zdaniem rządzący pokazują, że jeśli prezydentem będzie ktoś inny niż Duda, to "wtedy będą spory i jakieś niepotrzebne kłótnie".
- Wydaje się to dość ryzykowna strategia - uznał komentator. Dodał, że jest "pewnie miło brzmiąca w uszach samego obozu władzy, ale nic nie wskazuje na to, żeby była atrakcyjna dla wyborów". - Gdyby tak było, to w 2015 roku Bronisław Komorowski wygrałby wybory, w 2000 roku - Marian Krzaklewski, a jednak wiemy, że skończyło się to zupełnie inaczej - powiedział socjolog.
"Atakowanie opozycji za to, że wytyka błędy rządzącym, jest czymś, co nie przynosi wielkich sukcesów"
Debata nad wnioskiem o wotum rozpoczęła się od wystąpienia premiera. Przekonywał, że "Polacy potrzebują dzisiaj przede wszystkim skuteczności, sprawiedliwości". Morawiecki mówił do polityków opozycji: - Polacy nie potrzebują waszych awantur, jałowych dyskusji, które wzbudzacie. Nie potrzebują również tematów zastępczych, które przywołujecie po to, żeby przykryć waszą nieudolność.
Flis ocenił, że przekaz, jaki płynął z ust szefa rządu, jest adresowany "do najtwardszych wyborców Prawa i Sprawiedliwości". - Być może dlatego, żeby ich zmobilizować - dodał.
Zdaniem gościa TVN24 premier mógł kierować słowa także "do wyborców wahających się, żeby im przypomnieć, jaką podjęli decyzję przed pięciu laty, przeciwko czemu głosowali". - Z tym że minęło pięć lat i to już chyba nie jest aż taki atrakcyjny przekaz - uznał.
Socjolog mówił, że "dokładnie w taki sam sposób Bronisław Komorowski chciał wygrać wybory w 2015 (roku – red.) i wiemy, jak się to skończyło". - Atakowanie opozycji za to, że wytyka błędy rządzącym jest czymś, co nie przynosi wielkich sukcesów. (…) Takie ataki, na takim poziomie pobudzenia, wydają się wątpliwe. Raczej wskazują na to, że władza ma jakiś problem, postrzega swoją sytuację jako problematyczną - przekonywał.
"Nie ma takiej przewagi, której nie da się roztrwonić"
Odnosząc się do ostatnich sondaży, mniej niż wcześniejsze korzystnych dla ubiegającego się o reelekcję prezydenta, socjolog ocenił, że przedłużająca się kampania wyborcza "jest kłopotliwą sytuacją" dla Andrzeja Dudy.
- Najpierw jego notowania zostały wywindowane dość sztucznie (...) przez to, że wyborcy opozycji nie chcieli pójść na wybory zapowiadane i forsowane przez obóz władzy, trochę wbrew logice i opinii większości. Jak takie sztucznie wywindowane poparcie później spadło, to pojawiło się nieuchronnie takie wrażenie, że jest się w defensywie - komentował. Zaznaczył jednak, że "to wcale nie jest tak, że tych wyborców prezydentowi Dudzie ubyło". - Wiemy natomiast, że przybyło wyborców jego konkurentom. I to teraz rzuca się w oczy i rzeczywiście stawia obóz rządzący w kłopotliwej sytuacji - kontynuował.
Flis zauważył, że w czasie kampanii wyborczej "wiele się jeszcze może zdarzyć". Jak przypomniał, "doświadczenia sprzed 5 lat pokazują, że nie ma takiej przewagi, której nie da się roztrwonić, jeśli będzie się robić błąd za błędem".
- Umiejętność gry na dwie ręce - na jedną zaciśniętą w pięść dla wyborców twardych, negatywnych i drugą rękę wyciągniętą na zgodę - ciężko wychodzi Prawu i Sprawiedliwości. To może kosztować w tych wyborach porażkę, bo wybory prezydenckie są pod tym względem jednak inne - ocenił gość TVN24.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24