Dochodzę do wniosku, że w gruncie rzeczy mamy do czynienia z państwem praktycznego stanu wyjątkowego - ocenił w TVN24 były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień. Orzekł, że "wiadomo, kto ponosi odpowiedzialność za nieprzeprowadzenie tych wyborów - wyłącznie rząd i większość parlamentarna". Zdaniem Bartłomieja Przymusińskiego z "Iustitii", "związano ręce Państwowej Komisji Wyborczej, jednocześnie nie mając przepisów dotyczących organizacji wyborów".
Były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień we "Wstajesz i wiesz" oświadczył, że "nie jest w stanie policzyć", ile razy w ostatnim czasie został złamany artykuł 7 konstytucji. - Takich działań była cała masa. Przede wszystkim pan premier, który wydał polecenie drukowania kart wyborczych, to jest taki jaskrawy delikt konstytucyjny - ocenił gość TVN24.
Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa
Dopytywany, czy w tym kontekście można by zastosować artykuł 231 Kodeksu karnego, odparł: - Oczywiście, że tak. Tego rodzaju działanie jest nie tylko naruszeniem konstytucji, ale także po prostu przestępstwem. Pan premier nie miał prawa zrobić czegoś takiego i tutaj ta odpowiedzialność dla mnie jest ewidentna.
Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
"Bardzo współczuję sędziom Sądu Najwyższego, tym wybranym w normalnej procedurze"
Jerzy Stępień odniósł się także do Zgromadzenia Ogólnego sędziów Sądu Najwyższego, które ma w piątek w południe wyłonić pięciu kandydatów na stanowisko nowego pierwszego prezesa SN. Spośród wskazanych kandydatur nowego pierwszego prezesa na sześcioletnią kadencję powoła prezydent Andrzej Duda.
Stępień podkreślił, że "sędziowie, ci tak zwani starzy, stają w obliczu bardzo trudnego dylematu moralnego", między innymi takiego, "czy w ogóle wziąć udział w takim właśnie zgromadzeniu w sytuacji, kiedy na pewno wezmą w nim udział także ci sędziowie, co do których statusu jest wątpliwość, czy oni w ogóle są sędziami". - Jest cała masa różnego rodzaju bardzo trudnych moralnych dylematów. Bardzo współczuję sędziom Sądu Najwyższego, tym właśnie wybranym w normalnej procedurze - podkreślał.
"Mamy do czynienia z państwem praktycznego stanu wyjątkowego"
W czwartek rano Sejm ostatecznie przyjął - odrzucając wniosek Senatu - ustawę dotyczącą głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Trafi ona teraz na biurko prezydenta. W obecnie obowiązującym stanie prawnym wybory prezydenckie powinny odbyć się 10 maja, a ewentualna druga tura - 24 maja. Jednak w środę wieczorem prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz lider Porozumienia Jarosław Gowin we wspólnym komunikacie oświadczyli, że "po 10 maja 2020 roku oraz przewidywanym stwierdzeniu przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, marszałek Sejmu ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie". W czwartek wieczorem Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała w komunikacie, że zarządzone na 10 maja głosowanie w wyborach prezydenckich nie może się odbyć. Dlatego też, jak przekazano, lokale wyborcze pozostaną zamknięte i nie będzie obowiązywać cisza wyborcza.
Do związanej z tym sytuacji odniósł się Jerzy Stępień. Zdaniem byłego prezesa TK, "z ideą państwa prawa pożegnaliśmy się jesienią 2015 roku, kiedy został zlikwidowany Trybunał Konstytucyjny". - Nie ma Trybunału Konstytucyjnego, nie ma konstytucji. Tak jak nie ma Kodeksu karnego bez sądu karnego - wyjaśnił.
- Ja się ciągle zastanawiam, z czym mamy w tej chwili do czynienia. I dochodzę do wniosku, że w gruncie rzeczy mamy do czynienia z państwem praktycznego stanu wyjątkowego - ocenił. - Wiadomo, kto ponosi odpowiedzialność za nieprzeprowadzenie tych wyborów: wyłącznie rząd i większość parlamentarna. Próba wciągnięcia Senatu w to wszystko jest po prostu oburzająca. Teraz widzę, że jest także próba wciągnięcia w krąg osób odpowiedzialnych za ten niewątpliwy skandal wyborczy także Państwowej Komisji Wyborczej oraz Sądu Najwyższego, któremu się podpowiada, że powinien stwierdzić nieważność wyborów - skomentował.
- Możemy mówić tylko o nieważności wyboru konkretnego, wybranego już kandydata. Do wyboru tego kandydata nie doszło, więc Sąd Najwyższy nie może stwierdzić nieważności wyboru tego kandydata, bo go po prostu nie ma. Sąd Najwyższy powinien umorzyć postępowanie z uwagi na brak przedmiotu orzekania - wyjaśniał. To jest próba wciągnięcia Sądu Najwyższego, przerzucenia części odpowiedzialności z siebie na inne jeszcze kręgi - dodał.
Podkreślał, że "jeśli zawiesza się wybory, nie precyzując, kiedy te wybory nastąpią i według jakich zasad, to mamy praktyczne państwo stanu wyjątkowego". - To jest po prostu dramat Polski - powiedział.
Według sędziego "jest potrzebny jakiś okrągły stół pomiędzy większością parlamentarną a opozycją". - Po to, żeby znaleźć wyjście z tej sytuacji poprzez działania legislacyjne parlamentu, a w następnej kolejności poprzez Państwową Komisję Wyborczą, która powinna być jedynym organem w pełni odpowiedzialnym za przygotowanie i przeprowadzenie tych wyborów - mówił Stępień.
Zapytany, jaka jest podstawa prawna do tego, że wybory 10 maja się nie odbędą, odpowiedział: - Nie ma żadnego przepisu. Oczywiście te wybory się nie odbędą, w gruncie rzeczy zadecydowali o tym dwaj posłowie, dwaj panowie Jarosławowie, wprowadzając praktycznie stan wyjątkowy.
Przymusiński: związano ręce Państwowej Komisji Wyborczej
Do sprawy wyborów prezydenckich odniósł się także Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia". Pytany, kto za ten chaos wyborczy odpowiada, odparł: - Mieliśmy przepisy prawa Kodeksu wyborczego, które mówiły o tym, że wybory organizuje Państwowa Komisja Wyborcza i miesiąc przed wyborami odebrano Państwowej Komisji Wyborczej uprawnienia do organizowania tych wyborów, kładąc wszystko na jednej szali, że będą to wybory korespondencyjne organizowane przez pocztę. Sekwencja zdarzeń jest oczywista.
- Podjęto przygotowania do tych wyborów, chociaż nie było przepisów prawa, które by upoważniały ministra aktywów państwowych do tego, żeby zajmował się organizacją wyborów. Związano ręce Państwowej Komisji Wyborczej, która nie mogła się do wyborów przygotować, nie mając jednocześnie przepisów, które by gwarantowały, że te wybory mogą się odbyć w inny sposób - mówił.
Zdaniem Przymusińskiego, "Sejm spowodował, że znaleźliśmy się wszyscy jako społeczeństwo, obywatele, w ślepym zaułku". - Nie ma wyborów w tradycyjnej formie, nie ma wyborów korespondencyjnych, pomimo tego, że cały czas obowiązuje przecież obwieszczenie marszałka Sejmu o tym, że wybory mają odbyć się w niedzielę, a wiemy już, że te wybory się nie odbędą - powiedział.
"Notatka prezesów dwóch partii czasami znaczy więcej niż ustawa"
Prawnik podkreślał, że "mamy wypełnione znamiona stanu nadzwyczajnego, stanu klęski żywiołowej, który doprowadził do tego, że te wybory się nie odbyły i powinno to być po prostu prawnie stwierdzone". - Wówczas byłaby podstawa do tego, żeby te wybory zostały przesunięte - wyjaśniał.
- Z jakiś powodów politycy tego zrobić nie chcą i kładą wszystko na jedną szalę, na to, że Sąd Najwyższy orzeknie o nieważności wyborów. Chociaż zgodnie z przepisami Sąd Najwyższy może orzekać o nieważności wyboru konkretnej osoby. Już chyba wszyscy niestety przyzwyczajamy się do tego, że tego rodzaju notatka prezesów dwóch partii czasami znaczy więcej niż ustawa - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24