Faworytem wyborów prezydenckich w USA jest demokrata, były wiceprezydent Joe Biden - wynika z sondaży przeprowadzonych na sto dni przed głosowaniem. Donald Trump nie wierzy, by były one miarodajne i przypomina, że w 2016 roku odniósł zwycięstwo wbrew badaniom opinii publicznej i ich wskazaniom.
8,7 punktu procentowego - tyle wynosi pod koniec lipca przewaga Bidena nad Trumem według zliczającego ogólnokrajowe sondaże portalu RealClearPolitics. To różnica większa niż w przypadku Hillary Clinton w analogicznym okresie w 2016 roku. Ówczesna rywalka Trumpa w lecie prowadziła z nim według RealClearPolitics o 3-7 pkt procentowych według różnych badań.
Przegrana w Pasie Rdzy, niepewny wynik w republikańskim bastionie
Ostatecznie kandydatka demokratów poniosła porażkę mimo przewagi w liczbie głosów w głosowaniu powszechnym. Prezydenturę republikaninowi Donaldowi Trumpowi zagwarantowały wygrane w wahających się stanach, w tym na Florydzie oraz w stanach Pasa Rdzy: Ohio, Wisconsin, Michigan i Pensylwanii (w dwóch ostatnich o włos).
W tym roku sondaże nie wyglądają dla urzędującego prezydenta korzystnie. We wszystkich z wymienionych stanów traci on do Bidena (od 6 do 8 punktów procentowych).
Zgodnie z badaniami zacięta walka toczyć się będzie o Teksas, który ma aż 38 głosów elektorskich. Niektóre lipcowe sondaże wskazują tu nawet na zwycięstwo Bidena. Teksas od lat jest bastionem republikanów w wyborach prezydenckich. W 2016 roku Trump zwyciężył tu pewnie różnicą 9 punktów procentowych.
Zmiana w wyborczych preferencjach Teksasu spowodowana jest przekształceniami demograficznymi tego stanu. Od 2016 roku zarejestrowało się tu ponad 2,5 mln nowych wyborców. To głównie ludzie młodzi, latynosi oraz osoby napływowe ze stanów na północy USA. Statystycznie w elektoracie tym większym poparciem cieszą się demokraci.
Trump nie wierzy sondażom
Trump nie dowierza sondażom. - Były fałszywe w 2016 roku, a teraz są nawet jeszcze bardziej fałszywe - stwierdził w lipcowym wywiadzie dla telewizji Fox News.
Demokraci są natomiast przekonani, że badania dobrze odzwierciedlają frustrację Amerykanów z powodu działań administracji dotyczących epidemii. Biden regularnie zarzuca Trumpowi, że bagatelizował rozprzestrzenianie się koronawirusa.
W trakcie kryzysu gospodarczego i wzrostu bezrobocia były wiceprezydent podnosi także postulaty ekonomiczne. Gospodarka - jak zauważa portal CNBC - przed epidemią uznawana była za "tradycyjnie silną domenę Trumpa", a jednym z celów kampanii miało być podkreślanie sukcesów na rynku pracy.
Oprócz gospodarczego kryzysu sporym ciosem dla prezydenta jest także rezygnacja z lubianych przez niego wyborczych wieców. Prezydent wznowił je po kilkumiesięcznej przerwie w czerwcu w Tulsie w Oklahomie, ale w planach nie ma już kolejnych. Z powodu pogarszającej się sytuacji epidemiologicznej odwołano również główną część konwencji republikanów w Jacksonville na Florydzie.
Oficjalną partyjną nominację w wyborach prezydenckich Trump otrzyma w Charlotte w Karolinie Północnej, gdzie pod koniec sierpnia zbiorą się delegaci Partii Republikańskiej. Biden, który również oczekuje na potwierdzenie swojej nominacji przez delegatów, otrzyma ją w sierpniu w Milwaukee w stanie Wisconsin. Konwencja demokratów również w znacznej części odbędzie się zdalnie.
Koronawirus "całkowicie zmienia kampanijną strategię"
Z dwóch partii to elektorat demokratów bardziej obawia się epidemii niż republikanie. Jak wynika z badań ośrodka Pew Research, za "duże zagrożenie" dla zdrowia publicznego uważa koronawirusa 85 procent demokratów i 46 procent republikanów.
Epidemia wymusiła w tym roku nie tylko zmianę formuły kampanii, ale i systemu głosowania. Jak szacuje dziennik "Washington Post", ponad trzy czwarte Amerykanów będzie miało możliwość oddania głosu wcześniej niż przed 3 listopada w sposób korespondencyjny. W niektórych stanach już od września.
- To całkowicie zmienia kampanijną strategię - uważa Hans Hassell, profesor politologii z Uniwersytetu Stanowego Florydy. Wskazuje, że w ten sposób kampanijna mobilizacja w niektórych stanach musi rozpocząć się znacznie wcześniej niż cztery lata temu.
Trump i republikanie od miesięcy protestują przeciwko poszerzaniu możliwości oddawania głosu w sposób korespondencyjny. Ich zdaniem doprowadzi to do masowych oszustw wyborczych, które mogą zaważyć na końcowym wyniku. Demokraci w większości są zwolennikami takiej formy głosowania i wskazują, że w trakcie epidemii jest ona najbezpieczniejsza.
Bukmacherskie zwycięstwo Bidena
Według ekspertów - z uwagi na znaczne przyrosty w wykrywanych zakażeniach w lecie - szanse na to, że sytuacja epidemiologiczna w USA do 3 listopada zasadniczo poprawi się są małe. Trump ostrzegł we wtorek, że "prawdopodobnie niestety będzie gorzej, zanim zrobi się lepiej". W niedzielę - na równo sto dni przed wyborami - za postawione na niego 100 dolarów u amerykańskich bukmacherów wygrać można ok. 250 dolarów. Stawiając taką samą kwotę na Bidena można liczyć na ewentualny zwrot w wysokości około 160 USD.
Źródło: PAP