Robert Bąkiewicz i Łukasz Mejza znajdują się na dalekich miejscach na listach. Jest w kim wybierać. Ja się nie wstydzę listy radomskiej, bo tam są naprawdę bardzo dobrzy kandydaci obozu Zjednoczonej Prawicy - mówiła w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 wiceminister funduszy i polityki regionalnej Jadwiga Emilewicz. Odniosła się do startu w wyborach do Sejmu z list PiS byłego prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości i zdymisjonowanego wiceministra.
Jadwiga Emilewicz w nadchodzących wyborach do Sejmu będzie startować z trzeciego miejsca w okręgu nr 39 obejmującym Poznań i powiat poznański. Pytana o to miejsce w środę w "Rozmowie Piaseckiego", powiedziała, że jest to "zgodne z pewną logiką partyjną, którą rozumie i akceptuje".
Pytana, czy to jest pewnego rodzaju utarcie nosa premierowi, bo niektóre bliskie Mateuszowi Morawieckiemu osoby, takie jak ona czy Michał Dworczyk, nie dostały "jedynek" na listach, odparła, że "jedynek" jest pewna ograniczona liczba.
- Myślę, że bliskie premierowi są wszystkie osoby kandydujące z Prawa i Sprawiedliwości do Sejmu, bo intencją premiera Morawieckiego, jak i (Jarosława) Kaczyńskiego, jest to, żebyśmy wygrali wybory 15 października - powiedziała.
Zdaniem Emilewicz pozycja Morawieckiego jest "silna".
Emilewicz: nie musimy głosować na Bąkiewicza ani Mejzę
Odniosła się także do startu z list rządzącej partii w nadchodzących wyborach parlamentarnych byłego prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Roberta Bąkiewicza i zdymisjonowanego z funkcji wiceministra Łukasz Mejzy.
Emilewicz powiedziała, że "koalicje polityczne to nie są małżeństwa z miłości, ale raczej związki z rozsądku". Dodała, że Bąkiewicz jest kandydatem Suwerennej Polski. - To jest wybór koalicjanta, kogo wstawia na listy. Podobnie jak pan Mejza jest wyborem koalicjanta. Małego, bo małego, ale koalicjanta - zaznaczyła.
Oceniła, że "w Radomiu na szczęście lista jest bardzo atrakcyjna". - Jest z kogo wybierać. Nie musimy głosować na pana Bąkiewicza w tym okręgu ani na pana posła Mejzę w innym okręgu - powiedziała. - To są osoby znajdujące się na dalekich miejscach na listach. Jest w kim wybierać i ja się nie wstydzę listy radomskiej, bo tam są naprawdę bardzo dobrzy kandydaci obozu Zjednoczonej Prawicy - dodała.
Emilewicz: nie chciałabym, żeby te postulaty stały się podstawowymi w polskiej demokracji
Emilewicz dopytywana, jak ktoś taki jak Bąkiewicz może być na listach, odparła: - "jak ktoś taki jak San Kocoń, aktywiszcze, zdaje się, tak sama się nazywa, może być kandydatką na listach Koalicji Obywatelskiej, albo Jana Shostak (polsko-białoruska aktywistka - startuje z list Lewicy-red.)". - Czy to nie są równie egzotyczni kandydaci? - pytała.
Na uwagę prowadzącego, że "rzeczy, które mówi Bąkiewicz są straszne", powiedziała, że dla niej "postulat aborcji do dziewiątego miesiąca jest rzeczą straszną". - To jest podważenie podstaw cywilizacyjnych - dodała.
- Nie wiem, czy możemy się licytować - jedne czy drugie postulaty. Niedobrze jest, że w ogóle tego typu postulaty znajdują się na pierwszych miejscach - powiedziała wiceminister.
Na uwagę, że to jest kwestia światopoglądu, a "Bąkiewicz to jest też człowiek, który ma na karku wyrok za to, że pobił kobietę w czasie strajku kobiet", odpowiedziała, że "nie chciałaby, żeby te postulaty, zarówno jeden, jak i drugi, stały się podstawowymi postulatami języka w polskiej demokracji".
Emilewicz: nie podoba mi się temperatura politycznej wojny
Emilewicz mówiła w "Rozmowie Piaseckiego", że nie podoba jej się "temperatura politycznej wojny, którą prowadzimy publicystycznie". - Natomiast nie wiem, która strona jest bardziej agresywna - dodała.
Na uwagę, że lider jej obozu mówi o przeciwnikach politycznych, że to są "zdrajcy", że Tusk to "ryży wróg narodu", Emilewicz powiedziała by "siegnąć do korzeni". - "Moherowe berety", "zabierz babci dowód", to nie był język naszego obozu politycznego, ale tak to się zaczęło - dodała.
- Pani minister, tylko że jak się tak rządzi, jak się wpycha ludzi do kąta, albo zagania do kąta, jak się przejmuje media, jak się przejmuje sądownictwo, jak się idzie ścieżką od demokracji ku jakiemuś ustrojowi na wzór węgierski, to też trudno się dziwić, że ludzie są wściekli, czy ludzie są poddenerwowani - zauważył prowadzący program Konrad Piasecki i zapytał, czy chciałaby w Polsce drogi węgierskiej.
- Panie redaktorze, czy pan naprawdę chce porównać dzisiejszą sytuację polityczną Polski do Węgier? Głównymi mediami dzisiaj w Polsce są media, które są mediami elektronicznymi. Dostęp do informacji jest tak szeroki - odparła Emilewicz.
Na uwagę, że półtora roku temu głosowała za ustawą, która sprawiłaby, że TVN by zniknął, wiceminister powiedziała, że "nie ma tej ustawy". - Tylko dlatego nie ma, że nie podpisał jej Andrzej Duda - zauważył Piasecki.
CZYTAJ: Andrzej Duda zawetował lex TVN
- To najlepszy dowód na to, że demokracja w Polsce istnieje i mamy pluralizm i co więcej mamy rozdział elementów władzy wykonawczej rządu od prezydenta - powiedziała Emilewicz.
- Mamy pluralistyczne media w Polsce i strona rządowa bynajmniej nie ma dominacji, a na pewno nie ma tej dominacji w sieci - dodała.
Emilewicz: werdykt demokratyczny będzie uszanowany
Wiceminister została także zapytana, czy jest przekonana, że w przypadku przegranej PiS w wyborach parlamentarnych jej polityczni koledzy i szefowie bez żadnego problemu i zgodnie z demokratycznymi procedurami tę władzę oddadzą.
- Tak, jestem o tym przekonana - powiedziała. - Werdykt demokratyczny będzie uszanowany. Taka jest rola i takie są reguły demokracji i my je szanujemy - podkreśliła.
- Zrobimy wszystko oczywiście, żeby wygrać te wybory - dodała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24