Odebrałem to trochę jako taki prztyczek, pewnie nieintencjonalny, w nos premiera, bo nie zdarza się, żeby kanclerz dzwonił do szefa partii, który w dodatku odpowiada w sposób dość opryskliwy - powiedział w "Faktach po Faktach" marszałek Senatu Tomasz Grodzki, odnosząc się do poniedziałkowego spotu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości.
Poniedziałkowy spot wyborczy PiS wywołał w internecie lawinę komentarzy. Występuje w nim sam Jarosław Kaczyński, a w scenariuszu są niemiecki kanclerz, wiek emerytalny i Donald Tusk. Materiał nie umknął uwadze internautów, portali satyrycznych i polityków opozycji, którzy odpowiedzieli na niego również w formie wideo.
W środę prezes PiS w Elblągu odniósł się do tej kwestii. - Mimo że jestem przyzwyczajony do różnych zaskoczeń, spotyka mnie coś zupełnie niezwykłego. Otóż mówią mi, że mniej więcej połowa, co najmniej połowa klubu PO, czy też KO, do mnie dzwoni - stwierdził.
- Ja, co prawda, nie mam przy sobie tego swojego telefonu, bo wypycha kieszenie, ale ja tam tego nie widzę. Ale tak mi mówią. A z drugiej strony, proszę państwa, od ośmiu lat krzyczą o dyktaturze, a teraz ciągle do mnie. Zupełnie ich nie rozumiem, ale trudno ich zrozumieć - powiedział. - No ale proszę państwa, to tylko taki żart po bardzo udanym spocie z moim kotem, a przy okazji i ze mną - dodał.
Grodzki: prztyczek, pewnie nieintencjonalny, w nos premiera
Do tej kwestii odniósł się w środowym wydaniu "Faktów po Faktach" marszałek Senatu Tomasz Grodzki. - Pan prezes chyba nie ma jakiejś wprawy w zabawy internetowe. A w internecie, jak pani wie, bardzo łatwo stać się prześmiewczym memem. I tak się zdarzyło z tym wystąpieniem prezesa Kaczyńskiego - stwierdził.
- Natomiast mało kto zwrócił uwagę na następujący fakt, że tak naprawdę kanclerz powinien dzwonić do premiera, być może do prezydenta, a nie do szefa partii - mówił Grodzki w TVN24. - Ja to odebrałem trochę jako taki prztyczek, pewnie nieintencjonalny, w nos premiera, dość długi, bo nie zdarza się, żeby kanclerz dzwonił do szefa partii, który w dodatku odpowiada w sposób dość opryskliwy - dodał.
Grodzki został też zapytany, dlaczego nie korzysta z możliwości, jakie daje mu prawo, i nie przemawia jako marszałek Senatu w orędziu. - Nie wykluczam, że coś takiego się zdarzy - odparł. - Wkrótce? - dopytywała Anita Werner. - Być może - dodał.
Grodzki: afera wizowa zatoczy kręgi do najwyższych poziomów obecnej władzy
Marszałek Senatu odniósł się w "Faktach po Faktach" również do afery wizowej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. - Ta afera zatacza coraz szersze kręgi, bo to jest kompromitacja - powiedział.
Stwierdził też, że premier mógł wiedzieć o niej, "skoro minister Ziobro mówi, że oni wiedzieli o tym już jakiś czas temu, zarządzili śledztwo, CBA to badało". - Przypomnę, że premier przewodniczy Kolegium służb specjalnych, więc powinien być poinformowany. Tylko premier się chyba zajmuje wieloma innymi rzeczami, a nie premierowaniem - dodał Grodzki.
Marszałek Senatu wyraził też przekonanie, że o aferze wiedział szef MSZ Zbigniew Rau. - Powoli na to pokazują się dowody. Pisma organizacji sygnalizujących taki problem. Jeden z byłych ambasadorów, pan (Witold - red.) Jurasz, też twierdzi, że to sygnalizował wielokrotnie, więc poświęcono jako kozła ofiarnego pana wiceministra Wawrzyka, którego, przypomnę, ta sama partia chciała nominować na Rzecznika Praw Obywatelskich. I to Senat zablokował - powiedział.
- Natomiast ta afera, sądzę, zatoczy kręgi do najwyższych poziomów obecnej władzy - dodał. Na pytanie, czy do premiera też, odparł: "z pewnością".
Afera wizowa
31 sierpnia premier Mateusz Morawiecki odwołał Piotra Wawrzyka z funkcji sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Jak wyjaśnił resort dyplomacji, powodem tej decyzji był "brak satysfakcjonującej współpracy".
Jednocześnie Prokuratura i Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzą śledztwa w sprawie nieprawidłowości przy składaniu wniosków o wydanie wiz. Opozycja mówi o korupcji i twierdzi, że podejrzenia budzą setki tysięcy wydanych wiz.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24