Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze otrzymało nominację do nagrody w konkursie Partner Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego 2021. Jury doceniło zorganizowaną przez aktywistów kampanię "Chodzi o życie". Tymczasem jednego z jej twórców - Jana Mencwela - za społeczne pomiary prędkości ściga... stołeczna policja.
Gala Partner Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego 2021 odbyła się w czwartek. Jak przekazało w komunikacie prasowym stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, kapituła konkursu doceniła działania aktywistów w ramach kampanii społecznej "Chodzi o życie".
Organizatorem konkursu jest Stowarzyszenie Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego. W skład kapituły konkursowej weszli przedstawiciele: Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, Instytutu Transportu Samochodowego, Polskiego Czerwonego Krzyża, Automobilklubu Polski, Banku Światowego, Forum Odpowiedzialnego Biznesu, firmy Continental, a także członkowie Zarządu Partnerstwa dla Bezpieczeństwa Drogowego.
Liczba wypadków na przejściach spadła
Z kolei kampania "Chodzi o życie" trwa od 2019 roku. Aktywiści mają cztery postulaty. Jak zaznaczyli pierwsze dwa zostały już spełnione - pierwszeństwo dla pieszych wchodzących na przejście zostało wdrożone w czerwcu 2021 roku wraz z drugim postulatem - wyrównaniem prędkości w terenie zabudowanym do 50 km/h w dzień i w nocy. Podkreślili, że w efekcie wprowadzenia zmian liczba wypadków na przejściach dla pieszych spadła o 40 procent.
Ponadto, Sejm przegłosował podwyżki mandatów za wykroczenia drogowe. Obecnie są one procedowane w Senacie. Podwyżka mandatów za prędkość to trzeci postulat kampanii. Najwyższy mandat za prędkość nie wzrósł od 1997 roku. Wynosi 500 zł. – Aby te zmiany mogły się wydarzyć potrzebna była presja społeczna. Dlatego poprzez nasze działania chcieliśmy zwrócić uwagę opinii społecznej na patologiczne zachowania kierowców na drogach. – mówi cytowany w komunikacie Maciej Saja, aktywista MJN.
Mencwel: policja próbuje mnie zastraszyć
Jednym z tych działań były społeczne pomiary prędkości, prowadzone przez aktywistów na przełomie 2020 i 2021 roku. Taki społeczny pomiar przeprowadzili m.in. w Alejach Ujazdowskich przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Wystarczyło zaledwie pół godziny, żeby uchwycić dwóch kierowców jadących z prędkością powyżej 100 kilometrów na godzinę. W lipcu informowaliśmy na tvnwarszawa.pl, że akcja doczekała się zgłoszenia na policję.
Podczas czwartkowej konferencji przypomniał o tym Jan Mencwel, aktywista z MJN, a także były prezes stowarzyszenia, który współorganizował pomiary. - Stołeczna policja próbuje mnie zastraszyć i zmusić nas do przerwania naszych działań, które jasno pokazują, jak nieskuteczna jest ta jednostka. Robią to na zlecenie radnego PiS Marka Borkowskiego, który doniósł na nas za nasz happening. Równolegle ignorują wezwania i apele mieszkańców, żeby poprawić bezpieczeństwo na drogach - stwierdził Mencwel.
I dodał: - Po niemal roku, gdy wzywano mnie na przesłuchania, policja skierowała przeciwko mnie dwie sprawy do sądu. Zrobiła to, mimo że nasz happening miał dwa efekty: kierowcy zaczęli zwalniać na widok naszego fotoradaru oraz udało się nagłośnić problem powszechnego łamania przepisów drogowych. Aktywista podkreślił, że jest "ofiarą nagonki", która ma go "zastraszyć", tak aby więcej nie krytykował policji.
Ostatni postulat
Stowarzyszenia MJN przypomina, że do zrealizowania został jeszcze ostatni postulat: skuteczna egzekucja przepisów. Aktywiści poinformowali, że według danych Najwyższej Izby Kontroli aż 60 procent mandatów drogowych w Polsce jest nieegzekwowanych. "Postępowania oparte o archaiczny dziś PRL-owski Kodeks wykroczeń z 1971 r. są długotrwałe, kosztowne a przede wszystkim nieskuteczne" - stwierdzili aktywiści.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Miasto Jest Nasze