Są zarzuty dla kierowcy karetki: kradzież ambulansu i jazda pod wpływem

Karetka na boku
Źródło: Przemysław B. / Kontakt 24

Policja przesłuchała 20-latka, który po alkoholu i bez uprawnień kierował karetką i spowodował kolizję w alei Sikorskiego. Mężczyzna był pracownikiem biurowym firmy, do której należało auto służące do transportu medycznego. Po przesłuchaniu, prokurator przedstawił mu dwa zarzuty.

Przesłuchanie 20-latka rozpoczęło się w czwartek w południe. Śledczy wyjaśniali, w jaki sposób mężczyzna w ogóle wszedł w posiadanie karetki i czy powinien mieć do niej dostęp.

Na komendzie, jako świadek, stawił się też właściciel firmy zajmującej się transportem medycznym.

Dwa zarzuty

- Pokrzywdzony, czyli właściciel taboru karetek, złożył zawiadomienie, że jego pracownik biurowy, bez jego wiedzy, pokonał kod, wziął klucz z pomieszczenia socjalnego do karetki i nią odjechał. A potem, w stanie nietrzeźwości spowodował kolizję - wyjaśnia Robert Koniuszy z mokotowskiej komendy policji.

Dodaje też, że 20-latek złożył wyjaśnienia i przyznał się do winy. - Mężczyzna usłyszał dwa zarzuty: za kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości i kradzież z włamaniem. Dlatego, że wszedł w posiadanie karetki nielegalnie - zaznacza Koniuszy.

Policjant podaje też, jak tłumaczył się 20-latek. - Mówił, że jechał pomóc swojej dziewczynie, która uskarżała się na stan zdrowia - dodaje Koniuszy.

Kolejne konsekwencje

Oficer prasowy poinformował też, że 20-latkowi zostaną postawione kolejne zarzuty, dotyczące odrębnego postępowania. - Usłyszy jeszcze zarzuty za wykroczenia, czyli spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym i za kierowanie bez uprawnień - dodaje.

Za spowodowanie kolizji grozi mu do kara do pięciu tysięcy złotych grzywny. Kierowanie bez uprawnień również zagrożone jest karą pieniężną. Za dwa postawione już zarzuty, 20-latek może trafić do więzienia nawet na 10 lat.

Karetka na dachu

Do kolizji z udziałem karetki pogotowia i samochodem osobowym doszło we wtorek wieczorem w alei Sikorskiego, przy Czarnomorskiej. Policja relacjonowała, że ambulans miał włączone sygnały dźwiękowe i świetlne. W środku był tylko kierowca.

Jak się okazało, miał około jednego promila w wydychanym powietrzu. Nie miał w ogóle uprawnień do kierowania pojazdami.

Po zderzeniu karetka dachowała.

ran/mś

Czytaj także: