Drogowcy zafundowali kierowcom "kocie oczy". Pulsacyjne światełka rozjaśniają miejsca, w których zmotoryzowani muszą wzmóc czujność. Jeżeli lampki zdadzą egzamin, to na warszawskich drogach zobaczymy ich więcej.
Każdy kierowca, który na źle oświetlonej nocą drodze, próbował dostrzec gdzie są namalowane linie rozdzielające pasy, z pewnością dziękował w myślach drogowcom, którzy nakleili w tym miejscu odblaskowe "kocie oczy". Teraz Zarząd Dróg Miejskich poszedł o krok dalej. Nie są to już tylko odblaski. Rozbłyskają one własnym światłem.
Często odpadają
- Dotychczas stosowane markery sprawiały wiele problemów. Przyklejone do asfaltu często odpadały i nie pokazywały już gdzie kończy się jezdnia, czy gdzie należy zwrócić uwagę na przechodzących pieszych – mówi Karolina Gałecka, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich.
Rozwiązaniem mają stać się markery aktywne. W dzień, dzięki panelowi słonecznemu ładuje się wbudowany weń kondensator. Gdy czujnik zmierzchu da sygnał do działania, zasili on LED-y. - Ośmiogodzinne ładowanie pozwala nawet na 30 godzin pracy – wyjaśnia Gałecka. Inna jest też technologia montażu. Światełka wklejane są w wywiercone uprzednio w asfalcie otwory.
Trafią na inne ulice?
Pierwsze urządzenia pojawiły się już na jezdni alei Komisji Edukacji Narodowej, Kondratowicza, Płaskowickiej i al. Niepodległości. Jak wyjaśnia rzecznik, miejsca te nie są przypadkowe i zostały zatwierdzone przez miejskiego inżyniera ruchu. – Na Płaskowickiej zamontowaliśmy progi zwalniające. Naklejane markery, które miały być znakami ostrzegającymi, nie zdały tam egzaminu, ponieważ odrywały się od asfaltu – mówi Gałecka. Z kolei w al. KEN zostały zamontowane przed przejściem. – "Kocie oczy" wyznaczają linię zatrzymania przed przejściem dla pieszych. Jest to niebezpieczne skrzyżowanie na łuku i dochodziło tu do kolizji – tłumaczy. Na Kondratowicza markery również zabezpieczają przejście.
Teraz, podczas jesiennych szarug i zimowych zawiei drogowcy będą im się przyglądać. - Jeżeli spełnią swoje zadanie i wytrzymają, to trafią również i na inne stołeczne ulice – kończy Gałecka.
Jedno urządzenie kosztuje 240 złotych.
wp//ec