Dariusz K. nie kwestionuje, że prowadził białe bmw, które 13 lipca 2014 lipca śmiertelnie potrąciło kobietę na przejściu dla pieszych w al. KEN. Nie zaprzecza też, że wjechał na przejście dla pieszych przy czerwonym świetle, ani nawet, że przekroczył dopuszczalną prędkość o ponad 30 km/h.
Konsekwentnie jednak twierdzi, że tego dnia (do wypadku doszło późnym popołudniem) nie zażywał kokainy.
Tymczasem według prokuratury Dariusz K. tragiczny w skutkach wypadek spowodował właśnie pod wpływem narkotyku. Znany muzyk przyznał, że zażywał kokainę, ale dzień wcześniej.
Jest druga opinia
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa zgodził się z prokuraturą i uznał, że K. był pod wpływem narkotyku Skazał go na siedem lat więzienia. Teraz sprawa jest w sądzie okręgowym, bo obrońcy oskarżonego złożyli apelację.
Na razie udało im się przekonać sędziów sądu odwoławczego, że opinia biegłego toksykologa, który analizował kwestie związane z kokainą, budzi wątpliwości. Sąd zlecił kolejną ekspertyzę.
Jak nieoficjalnie dowiedział się portal tvnwarszawa.pl druga opinia jest już w sądzie. Jej wyniki mogą zmienić przebieg postępowania. Jak ustaliliśmy, ekspertyza nie zawiera jednoznacznego wniosku, że Dariusz K. prowadząc swoje bmw był pod wpływem kokainy.
Według nowego biegłego, przeprowadzając ekspertyzę, nie można prowadzić tzw. badań retrospektywnych, czyli takich, z których można by wywnioskować, ile czasu upłynęło od zażycia narkotyku do wypadku. A takie badanie przeprowadził pierwszy biegły, zdaniem którego Dariusz K. zażył kokainę 1,5-2 godziny przed zdarzeniem.
To jednak nie wszystko. Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego nie wystarczy uznanie, że środek odurzający znajdował się w organizmie kierującego. Za każdym razem sąd musi bowiem ocenić, czy "środek ten miał realny wpływ na sprawność psychomotoryczną kierującego pojazdem w stopniu podobnym, jak w sytuacji znajdowania się pod wpływem alkoholu". Chodzi bowiem o to, że w prawie nie zapisano konkretnych stężeń narkotyku w organizmie, których przekroczenie byłoby karalne, tak jak to jest w przypadku alkoholu (kierowanie autem przy ponad 0,5 promila jest przestępstwem).
Sąd powinien więc wziąć pod uwagę nie tylko ekspertyzę toksykologiczną, ale też zeznania świadków, którzy opisali zachowanie kierowcy po wypadku czy opinię badającego go lekarza.
400 tysięcy kaucji
Dariusz K. spędził w areszcie dwa lata, cztery miesiące i pięć dni. Od listopada ubiegłego roku jest jednak na wolności. - Sąd zastosował wobec naszego klienta zakaz opuszczania kraju połączony z odebraniem paszportu oraz dozór policyjny - mówił wówczas w rozmowie z tvnwarszawa.pl mec. Tadeusz Wolfowicz, jeden z obrońców Dariusza K. - Sąd zdecydował się uchylić areszt ze względu na jego długotrwałość. Uznał, że w tej sprawie wystarczą nieizolacyjne środki zapobiegawcze - dodawał mec. Marcin Kondracki, drugi z obrońców muzyka. Te środki to 400 tys. zł kaucji i obowiązek meldowania się na komisariacie trzy razy w tygodniu.
Jeśli wyrok siedmiu lat więzienia się uprawomocni, K. będzie musiał wrócić za kraty. Ale gdyby obrońcom udało się obniżyć karę, mógłby starać się o warunkowe, przedterminowe zwolnienie. Takie starania można podjąć po odbyciu połowy kary.
Znacznie większe szanse na obniżenie kary orzeczonej przez sąd pierwszej instancji Dariusz K. miałby wówczas, gdyby sąd odwoławczy podzielił zdanie obrońców i uznał, że K. w chwili wypadku nie był pod wpływem kokainy, a jedynie "po jej spożyciu". Wówczas zmieniłaby się kwalifikacja prawna czynu i znany muzyk byłby sądzony za spowodowanie "zwykłego" wypadku. Zamiast maksymalnie 12 lat więzienia, groziłoby mu jedynie osiem lat.
Obrońcy oskarżonego jeszcze przed pierwszym wyrokiem sugerowali, że zaakceptowaliby karę pięciu lat więzienia.
O tym, jak sąd podejdzie do nowej ekspertyzy biegłego przekonamy się w środę, 5 kwietnia. Być może już tego dnia poznamy wyrok sądu odwoławczego.
Sprawa Dariusza K.
Sprawa Dariusza K.
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN