Powiedzieć, że wyścig o mistrzostwo Polski toczy się w żółwim tempie, to jak nic nie powiedzieć. Lech przegrał w niedzielę z Jagiellonią, czego nie wykorzystała jednak Legia, która tylko zremisowała we Wrocławiu ze Śląskiem.
Chwilę wcześniej zakończył się mecz Lecha z Jagiellonią. Załamani porażką poznańscy kibice tylko przez kilka minut od pierwszego gwizdka sędziego bali się, że Legia wykorzysta potknięcie ich ulubieńców i wróci na pierwsze miejsce.
Legia z Pucharem Polski
Marco Paixao pięknym prostopadłym podaniem wpuścił w pole karne Roberta Picha, ten zagrał na piąty metr, gdzie sam przed pustą bramką czekał Flavio Paixao. Niespodzianka? Patrząc na ostatnie mecze Legii, zdecydowanie nie.
Błąd sędziego dał Legii gola
Po niecałych trzydziestu minutach swój udział w meczu zakończył Jakub Kosecki. Kontuzjowanego skrzydłowego zmienił Orlando Sa, który chwilę później, choć nie dotknął piłki, miał wielki udział przy wyrównującym golu.
Po ładnej wymianie piłek Łukasz Broź dośrodkował w pole karne, piłka trafiła do Tomasza Jodłowca, a ten ładnie przymierzył. Problem w tym, że wcześniej chciał ją wybić Piotr Celeban, ale wpadł w niego Sa. Nie dość, że staranował rywala, to jeszcze go popchnął, mimo to sędzia Adam Lyczmański nie odgwizdał faulu. Ewidentnego.
Chwilę później Henning Berg nie wytrzymał i zrobił drugą zmianę. Guilherme wszedł za Michała Żyrę, który zdenerwowany zdjął z twarzy maskę ochraniającą złamany nos, rzucił ją na murawę i poszedł prosto do szatni.
Jeśli w Warszawie liczyli, że po przerwie uda się zdobyć gola, który zapewni komplet punktów, to w 20 minut po przerwie zmienili plany. Tomasz Brzyski zaatakował z tyłu Flavio, dostał drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska.
Remis zadowolił wszystkich?
W tym momencie Legia bardziej zaczęła myśleć o utrzymaniu remisu niż szukaniu drugiej bramki. W dobrej sytuacji raz znalazł się Sa, ale przestrzelił. Podział punktów pasował chyba też gospodarzom, bo i oni przez te niemal pół godziny gry w przewadze niemal nie stworzyli sobie sytuacji bramkowej, bo trudno za taką uznać przypadkowe zamieszanie w doliczonym czasie gry, po którym Dusan Kuciak złapał piłkę na linii bramkowej.
Śląsk utrzymał więc kontakt z czołówką, a warszawianie, było nie było, odrobili punkt do Lecha. Patrząc na formę prezentowaną w grupie mistrzowskiej, kto wie, czy na tytuł nie zasługuje jednak najbardziej Jagiellonia.
iwan/sport.tvn24.pl