Wypadek sparaliżował centrum. Czemu policja nie użyła kamer 3D?

W poniedziałek kierowcy utknęli w ogromnych korkach
W poniedziałek kierowcy utknęli w ogromnych korkach
Źródło: tvnwarszawa.pl
Cztery godziny trwał poniedziałkowy paraliż miasta po zderzeniu pięciu aut na moście Poniatowskiego. Bardzo długo trwały czynności prowadzone na miejscu przez drogówkę. Dlaczego policjanci nie użyli nowoczesnych kamer 3D, które miały znacznie przyspieszyć pracę na miejscu wypadków? Tłumaczenie mundurowych jest zaskakujące.

Przypomnijmy: w lutym stołeczna drogówka chwaliła się systemem wspomagania obsługi zdarzeń drogowych. Policja została wyposażona przez ratusz w pięć zestawów pomiarowych przypominających urządzenia którymi posługują się geodeci. Elementami zestawu są m.in. nowoczesne kamery 3D.

- Ten sprzęt skróci pracę, dzięki czemu będzie można szybciej udrożnić ruch - przekonywała wówczas Ewa Gawor, dyrektor miejskiego biura bezpieczeństwa.

Pomagają tylko na skrzyżowaniach?

W poniedziałek się to nie udało. Po zderzeniu pięciu aut na moście Poniatowskiego centrum stanęło w wielkim korku. Sięgał on Dworca Centralnego, autobusy nie mogły wyjechać z okolicznej pętli. Przejazd blokowały rozbite samochody. Dlaczego nie użyto nowoczesnego urządzenia, którym dysponuje drogówka?

- Wczoraj było wiele zdarzeń drogowych i nie wszędzie te sprzęty mogły być, a mamy ich jedynie pięć - odpowiada Robert Opas ze stołecznej policji, ale nie wskazuje, które kolizje były dla policji istotniejsze.

Czy zdarzenie na moście nie powinno być priorytetem? Według Opasa niekoniecznie. - Te sprzęty niewiele przyspieszają pracę na prostych drogach, takich jak most Poniatowskiego. Potrzebne są głównie przy wypadkach na skrzyżowaniach - tłumaczy nasz rozmówca.

Musieli wzywać lawety

Policjant twierdzi ponadto, że gdy w zderzeniu bierze udział większa liczba aut, przestojów ciężko uniknąć.

- W przypadku Poniatowskiego głównym powodem tego, że prace na miejscu trwały ponad dwie godziny było to, że w wypadku brało udział aż pięć samochodów. Najpierw trzeba było wszystkie spisać, potem wzywać lawety do tych, które nie mogły odjechać - tłumaczy Robert Opas.

Tak w lutym drogówka chwaliła się nowym sprzętem:

Miasto za sprzęt zapłaciło 350 tys. zł

Zobacz, jak działa i wygląda urządzenie:

Prezentacja nowego systemu stołecznej drogówki

Porównanie tradycyjnej metody i nowego sprzętu

ep/su/b

Czytaj także: