"Jak mijał fotoradar, to specjalnie przyspieszał i mówił mi, żebym się uśmiechnął"

wwa-16-ok
Prokuratura o sprawie Macieja P. 
Źródło: TVN24
- Ignorował wszystkie przepisy, mając z tego frajdę. Mówił, że jego żadne prawa nie dotyczą, gdyż ma na to papier i to on ustala prawa, a policja może go pocałować w du** - tak podejście Macieja P., kierowcy złotego lexusa, do przepisów ruchu drogowego opisywał śledczym jego znajomy.

Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa trwa proces Macieja P. Mężczyzna zasłynął w stolicy jako "kierowca złotego lexusa". Mężczyzna w marcu 2018 roku na Woli gnał chodnikiem, w centrum pędził torowiskiem, na Grochowie pokonał rondo na czerwonym. Jak zeznawali w czwartek świadkowie, dał się we znaki również pieszym spacerującym chodnikiem wzdłuż Wisły.

"Uważaj, bo jedzie"

W czwartek sąd w procesie Macieja P. przesłuchiwał świadków. Wśród nich 80-latka i jego 35-letniego syna.

Obaj tego dnia, kiedy na ich drodze pojawił się P., szli wzdłuż Wisłostrady na piknik z okazji święta wody. Do celu - płyty Desantu - mieli około dwustu metrów. Byli już na wysokości portu Czerniakowskiego. W tym miejscu wzdłuż chodnika biegnie ścieżka rowerowa, która sąsiaduje z kilkumetrowym pasem zieleni, oddzielając go od trzypasmowej jezdni. W pewnym momencie starszy mężczyzna kątem oka zerknął do tyłu. Zobaczył, że chodnikiem jedzie auto.

- Szedłem lekko z tyłu, a syn pół kroku przede mną. W pewnym momencie coś mnie tknęło i lekko odwróciłem głowę. Kątem oka zobaczyłem, że chodnikiem jeździe samochód. Zdążyłem odciągnąć syna, sam też odskoczyłem - mówił przed sądem świadek.

Mężczyzna zdążył jeszcze rzucić do syna: "Uważaj, bo jedzie" i chwycił go za ramię.

- Odwróciłem się, myśląc, że może jedzie rowerzysta, w tym momencie w odległości może niecałe pół metra minął nas samochód - opisywał z kolei jego syn. - Pamiętam, że przez chwilę stałem jak wryty, bo samochód minął nas w tak bliskiej odległości. Wystraszyłem się, przyspieszyliśmy kroku, żeby zobaczyć, co dalej się dzieje – dodawał.

Obaj mężczyźni dotarli do miejsca, gdzie miał odbyć się piknik. Tam jedna z organizatorek poprawiała zabezpieczające imprezę taśmy.

- Podeszliśmy bliżej. Tata zapytał ją, czy widziała tego wariata, odpowiedziała, że tak, że rozerwał taśmę i pojechał dalej - zeznał świadek.

W tym miejscu doszło do zdarzenia
W tym miejscu doszło do zdarzenia
Źródło: Google Maps

Na chodniku nawet nie zwolnił

- Myśli pan, że doszłoby do potrącenia? - zapytał sędzia Konrad Mielcarek.

- Ciężko w stu procentach to ocenić. Myślę, że mógłby pojechać, na szczęście dla nas, bardzo blisko. Widziałem, jak wjeżdża w zakręt na rogu budynku. Gdyby wyjeżdżał jakiś rowerzysta, bardzo możliwe, że doszłoby do czołowego zderzenia, w tym miejscu ruch jest ograniczony - odpowiadał.

Według świadka, Maciej P. na chodniku nawet nie zwolnił.

- Cały czas jechał taką samą prędkością. Byłem przerażony całą sytuacją. Tata lubi się rozglądać, może jego ciekawość nas uratowała - ocenił.

Slalomem na Wisłostradzie
Źródło: Matezz / Kontakt 24

"Kierowcą jest dobrym, nie powiem, że nie"

W czwartek przed sądem zeznawał też Artur G., kolega oskarżonego. To do niego dzwonili znajomi, kiedy zobaczyli w internecie filmiki, jak kierowca złotego lexusa szalał po ulicach Warszawy. Charakterystyczny samochód należał kiedyś do świadka i jego matki. Mało kto wiedział, że niedługo wcześniej kupił go Maciej P.

- Zadzwonili do mnie i pytali, dlaczego tak szaleję po Warszawie - mówił.

Przyznał, że wiedział, że kolega ma problemy ze zdrowiem psychicznym i że ostatnio przestał brać leki. Sam polecał mu, żeby się uspokoił, nie jeździł samochodem i skontaktował ze swoim lekarzem. Bo - zdaniem świadka - P. szalał samochodem wtedy, kiedy był w gorszym stanie psychicznym. Przyznał, że potrafił wtedy do niego przyjeżdżać o 2 czy 3 rano i proponować przejażdżkę.

- Czy jeździł pan kiedykolwiek z oskarżonym samochodem? - dopytywała mecenas Magdalena Gawińska., obrońca Macieja P.

- Tak, zdarzało się - odpowiedział.

- Co może pan powiedzieć na temat tej jazdy? - spytała adwokat.

- Maciuś kierowcą jest dobrym, nie powiem, że nie. Choć nie ukrywam, że raz przewiózł mnie tak, że włosy mi dęba stanęły, to jednak ma kontrolę nad pojazdem. Ja bym się ze sto razy rozwalił, gdybym jeździł tak jak on. Lubi jeździć samochodem - opisywał świadek.

Lexus na czerwonym
Źródło: Dorota, Kontakt 24

"Jak mijał fotoradar, to specjalnie przyspieszał i mówił mi, żebym się uśmiechnął"

W nieco innym tonie świadek o swoim koledze mówił podczas pierwszych zeznań, jeszcze w śledztwie. Podczas czwartkowej rozprawy odczytał je sędzia. Wśród nich znajdował się opis przejażdżki, o której mówił świadek. Mężczyźni, jechali wtedy Wisłostradą w kierunku Młocin.

- Jadąc głównymi ulicami Warszawy, nie zwracał uwagi na przepisy ruchu drogowego oraz innych uczestników ruchu. Kilka razy chciałem wysiąść, wtedy zwalniał, lecz jak otwierałem drzwi, ruszał z piskiem. Były momenty, że wjeżdżał na czerwonym świetle, wymuszając pierwszeństwo jazdy. Pamiętam też, że jak mijał fotoradar, to specjalnie przyspieszał i mówił mi, żebym się uśmiechnął do zdjęcia - mówił wówczas świadek.

- Ogólnie ignorował wszystkie przepisy, mając z tego frajdę. Mówił, że jego żadne prawa nie dotyczą, gdyż ma na to papier i to on ustala prawa, a policja może go pocałować w du.. - dodawał.

Niepoczytalność

Pierwszy raz o wyczynach Macieja P. napisaliśmy w 2016 roku. W osiem godzin, jak wówczas informowaliśmy, spowodował osiem kolizji. Policja zarzucała mu popełnienie kilku wykroczeń. Według mundurowych, nie zachował szczególnej ostrożności podczas cofania, kilka razy stracił panowanie nad kierownicą, jechał pod prąd, wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Sprawy toczyły się w sądach po obu stronach Wisły. W żadnym z tych przypadków mężczyzna nie został skazany. Sprawy zostały umorzone, ponieważ - według biegłych - P. był niepoczytalny. Ale dwa lata później, po wydarzeniach z marca 2018 roku, biegli psychiatrzy uznali, że P. był jedynie "w stanie ograniczonej poczytalności". Dlatego tym razem sprawa nie została umorzona, Maciej P. stanął przed sądem.

Podczas poprzedniej rozprawy obrońca P. dołączyła do akt sprawy kilkanaście umorzeń innych postępowań, które toczyły się przeciwko Maciejowi P., także w 2018 roku. Za każdym razem podstawą umorzenia była właśnie niepoczytalność. Dlatego podczas kolejnej rozprawy przesłuchany zostanie biegły.

Pod prąd w centrum Warszawy
Źródło: B_, Kontakt 24

"Nie stwierdzono substancji odurzających"

Przypomnijmy, mężczyzna usłyszał cztery zarzuty. Pierwszy za to, że nie zatrzymał się do policyjnej kontroli, choć policjanci używali sygnałów: dźwiękowego oraz świetlnego.

Kolejne trzy zarzuty dotyczą narażenia pieszych na niebezpieczeństwo. Jak informował nas rzecznik prokuratury okręgowej Łukasz Łapczyński, P. pędził z taką prędkością po chodnikach, że piesi zmuszeni byli do "podjęcia reakcji obronnych w celu uniknięcia potrącenia przez pojazd kierowany przez oskarżonego". Tak było 23 marca na Puławskiej, 24 marca - na Solcu i 25 marca - w alei Prymasa Tysiąclecia.

W akcie oskarżenia nie pojawia się jednak zarzut prowadzenia pojazdów pod wpływem środków odurzających, a taki P. usłyszał w marcu. - W tym zakresie powołano biegłego z zakresu toksykologii, który ustalił, że w organizmie Macieja P. nie stwierdzono substancji odurzających, które pozwalałyby kwalifikować jego zachowanie jako ten czyn - podawał Łukasz Łapczyński.

Mężczyźnie grozi do pięciu lat więzienia.

Czytaj także: