10-miesięczny chłopiec tracił przytomność. Rodzice chcieli jak najszybciej dowieźć dziecko do szpitala. Poprosili policjantów o asystę. Zgodzili się, choć inni kierowcy nie pomagali. – Myśleli, że jestem "rajdowcem, który podczepił się pod policję", blokowali przejazd – opisuje ojciec.
Na ulicach Zaduszki, duży ruch. Policjanci z drogówki byli w rejonie Cmentarza Północnego, gdzie kierowali ruchem w ramach akcji "Znicz". W pewnym momencie podjechał do nich samochód, którego kierowca roztrzęsionym głosem powiedział, że wiezie syna, który traci przytomność.
Trudna podróż
Dziecko leczone było kardiologicznie. Kierowca poprosił policjantów o pomoc w sprawnym dotarciu do szpitala.
- Starałem się jak najszybciej dotrzeć do celu, potrzebowałem asysty policji, ale ciężko było dostrzec patrol. Kiedy wreszcie zobaczyłem funkcjonariuszy, podbiegłem do nich i powiedziałem, że dziecko jest chore. Dwie, trzy minutki i już jechaliśmy – opisuje w rozmowie z tvnwarszawa.pl ojciec dziecka.
Artur Ronek i Konrad Wójcik pilotowali rodzinę do Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu. Użyli sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Ale początkowo to nie wystarczyło.
- Było ciężko, ponieważ niektórzy kierowcy myśleli, że jestem "rajdowcem" i "podczepiłem" się pod policję i blokowali przejazd – mówi ojciec.
Wtedy do eskorty przyłączył się policyjny motocyklista - Łukasz Warpas. Po kilkunastu minutach chłopiec był już w szpitalu.
- Jeden z policjantów poszedł z nami na odział. Synek został bardzo szybko przyjęty, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Jest na obserwacji – mówi ojciec.
Dla policjantów nie szczędzi ciepłych słów: najlepsze podziękowania – mówi.
Na tvnwarszawa.pl pisaliśmy też o policjantach, którzy pomogli przy porodzie na dworcu:
Przyszła na świat na dworcu
Przyszła na świat na dworcu
Przyszła na świat na dworcu
kz/mś
Źródło zdjęcia głównego: ksp