Od kilku dni znów możemy wchodzić do lasów i parków. Chętnych do korzystania z odpoczynku na łonie zieleni nie brakuje. Ale czy przy takiej suszy lasów nie należałoby ponownie zamknąć? Pytanie wisi w powietrzu.
Kwiecień to tradycyjnie najbardziej "palny" miesiąc dla lasów. Zeschnięta po zimie ściółka jest świetną pożywką dla ognia. Porządnego deszczu nie było od miesięcy, dlatego strażacy mają pełne ręce roboty. Płonie Biebrzański Park Narodowy. Do licznych pożarów dochodzi także na Mazowszu. Czy w związku z tym warszawskie lasy znów zostaną zamknięte? Pytamy przedstawicielkę Lasów Miejskich Andżelikę Gackowską.
- Nie wychodzimy z inicjatywą wprowadzania zakazu wstępu do lasu po prostu, bo jest sucho, ale jeżeli sytuacja formalna nas do tego zmusi, to nie będzie wyboru - odpowiada.
Kiedy trzeba zamknąć las?
Jaką "sytuację formalną" ma na myśli Gackowska? Jest jeden przypadek, w którym nadleśnictwo musi zastosować taki zakaz. Dzieje się tak wtedy, kiedy w danej okolicy wilgotność ściółki badana o godzinie 9 przez pięć kolejnych dni wynosi mniej niż 10 procent. W warszawskich Lasach Miejskich odnotowano w czwartek 10,2 proc. wilgotności, w piątek 10,4 proc.
- Trudno jest mi przewidzieć, jak się ułoży pogoda, miało jutro (w sobotę - red.) padać, ale prognozy już się zmieniły. Nie jest dobrze - ocenia Gackowska i zaznacza, że przypadki, w których lasy z powodu suszy są zamknięte, są sporadyczne.
- Ostatni raz zakaz został wprowadzony w 2009 roku, właśnie ze względu na zagrożenie pożarowe. Ale nie byliśmy w tak złej sytuacji jak teraz, to był czas po śnieżnej zimie, a opadów było więcej z okresu jesienno-zimowego niż teraz – wspomina Andżelika Gackowska.
Oczy na pożary
Lasy Miejskie nie są chętne, aby wyganiać ludzi, bo to oni, w newralgicznych momentach są "oczami". Mogą szybko zaalarmować służby, bo w Warszawie wież pożarowych nie ma.
- Nasze kompleksy leśne są tak rozrzucone, że budowa wieży pożarowej i zatrudnianie do tego obserwatora jest nieracjonalne. Tym bardziej, że nasze obszary leśne są też obserwowane przez nadleśnictwa, czy to z Kampinosu czy z rejonu Celestynowa – wyjaśnia rzeczniczka.
Zasady muszą być spójne
Przedstawicielka Lasów Miejskich zwraca również uwagę, że jeżeli formalna decyzja o zamknięciu lasów przyjdzie, to musi być "spójna dla wszystkich terenów". Co to znaczy? Aż 1600 hektarów lasów na terenie Warszawy należy do sąsiednich nadleśnictw: Rembertowa, Wesołej, Wawra czy Białołęki.
- Jeżeli zakaz byłby wprowadzany, to musimy wprowadzić go wszyscy jednocześnie. Mieszkańcy nie powinni być pozostawieni sami sobie w sytuacji, kiedy nie wiedzą, a mają prawo nie wiedzieć, który las jest miejski, a który nadleśnictwa. Punkt startowy wprowadzenia zakazu, powinien być ogłoszony w jednym momencie dla całego obszaru – tłumaczy nasza rozmówczyni.
Kto wyegzekwuje zakaz?
Problemem jest też egzekwowanie zakazu. W Lasach Miejskich nie ma służb, które są odpowiednikiem państwowej straży leśnej mogącej karać mandatami.
- Jeżeli chodzi o utrzymanie porządku w lasach, kompetentna jest tylko i wyłącznie straż miejska i policja. W przypadku wprowadzenia zakazu, miasto nie będzie mogło polegać na służbach leśnych, bo takich po prostu w Warszawie nie ma – przyznaje Gackowska.
Apel do warszawiaków
Rzeczniczka apeluje też do warszawiaków, żeby mieli oczy szeroko otwarte i postępowali rozsądnie.
- Niech nie palą ognisk tam, gdzie nie trzeba, nie rzucają niedopałków, nie parkują samochodów na poboczach, bo iskry z układów oddechowych też mogą zapoczątkować pożar, nie zastawiają szlabanów, bo jak wybuchnie pożar, to ani nasi pracownicy, ani straż pożarna nie będą mogli dojechać, czas dojazdu znacznie się wydłuży. Po sytuacji w Biebrzy widzimy, jak szybko takie pożary potrafią się przemieszczać - zwraca uwagę. - To są niebezpieczne sytuacje. W leśnictwie pracuję dwadzieścia lat. Gasiłam wiele pożarów, nikomu nie życzę – podsumowuje.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl