17:07. Marta pisze do swoich znajomych na Facebooku, że jej koleżance właśnie skradziono rower. Zdjęcie właścicielki i roweru błyskawicznie "rozłazi się" po sieci. O 18:44 pani Marta pisze: rower odnaleziony!
To była błyskawiczna operacja. W ciągu niespełna dwóch godzin zdjęcie udostępnili w swoich profilach znajomi Marty i Ani, właścicielki roweru. Od nich zdjęcie brali i udostępniali inni. Dziesiątki, setki albo nawet tysiące wyświetleń przyniosły niesamowity efekt - rower skradziony o 17.00 spod Zachęty odnalazł się przed 19.00 przy ASP.
Rower zniknął...
"Ktokolwiek jest teraz na mieście rozglądajcie się" - zaapelowała w imieniu Ani jej koleżanka Marta. I podała kilka szczegółów, dzięki którym można było rozpoznać jej rower. Strata była tym boleśniejsza, że właścicielka cieszyła się jednośladem raptem kilka dni.
Odnalazł się kilkadziesiąt minut później, pod ASP.
... sprawy nie ma
Właścicielka roweru wezwała policję, ale ta nie chciała przyjąć zgłoszenia, bo... rower przecież się znalazł.
- Nie zdążyłam zgłosić, ale musiałam udowodnić, że to mój rower - relacjonuje Ania. Policja zasugerowała jej, by sprawdziła, czy cała historia nie była żartem jej chłopaka, który mógł z domu wziąć drugi klucz do rowerowego zapięcia.
Tak czy owak wirtualna społeczność pokazała całkiem realną siłę, a Ania wciąż może się cieszyć swoim rowerem.
roody/par
Źródło zdjęcia głównego: Facebook.com