"Ryby usnęły z przyczyn naturalnych"

Ryby pod lodem
Źródło: Citromaniak / Kontakt 24
Sprawa ryb ściśniętych pod lodem na Wiśle, w okolicach Warszawy trafiła do Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Przedstawiciele resortu przekonują, że zwierzęta... usnęły.

O niecodziennym odkryciu w okolicach wsi Gassy pisaliśmy we wtorek. Ściśnięte pod lodem ryby uchwycił nasz czytelnik i wysłał nagranie na Kontakt 24.

"Usnęły z przyczyn naturalnych"

Odbijaliśmy się od kolejnych urzędów, by dowiedzieć się, co stało się dokładnie w tym miejscu.

W środę informację w tej sprawie dostaliśmy z resortu.

"Ryby usnęły z przyczyn naturalnych. Podobne zdarzenia w tym miejscu Wisły były zauważane również w przeszłości. Zdarzenie to jest naturalnym następstwem występowania bardzo niskich temperatur i nie ma związku z żadnymi działaniami osób trzecich" – poinformowało biuro prasowe ministerstwa.

Z komunikatu nie wynika wprost, czy ryby się obudzą.

Więcej informacji podał Okręg Mazowiecki Polskiego Związku Wędkarskiego w Warszawie. Zapewnia, że sytuacja była monitorowana od 25 lutego oraz analizowana pod kątem "możliwych przyczyn i sposobów zniwelowania ich skutków".

"Nie można jej nazywać jako tzw. przyducha. Wszystko wskazuje na to, że stado ryb karpiowatych zgrupowanych gdzieś na pograniczu nurtu zostało spłoszone przez nagłe, duże nagromadzenie kry i w naturalny sposób chciało schronić się na płyciźnie. Niestety, ciężkie mrozy sprawiły, że w tym rejonie na płytkiej wodzie zalegała gruba warstwa lodu, która dodatkowo zaczęła bardzo szybko przyrastać w trakcie nocnych ochłodzeń" - czytamy wyjaśnienie.

"Nie ma zagrożenia epidemicznego"

W skrócie oznacza to, że ryby, które chciały się tam schronić, wpadły w pułapkę i zamarzły. PZW przypomina, że ten rejon objęty jest ochroną. "Jakiekolwiek działania człowieka są tam na mocy prawa zdecydowanie ograniczone i należy mieć na nie zezwolenie Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Mówiąc krótko, przyroda sama reguluje na tym terenie swoje zasoby. Tym niemniej o całej sytuacji zostały powiadomione odpowiednie służby i instytucje odpowiedzialne za zarządzanie w tego typu sytuacjach" - czytamy dalej w oświadczeniu.

PZW zapewnia też, że bierze pod uwagę również inne przyczyny takiej sytuacji. "Mamy w pamięci to co działo się w styczniu 2016 r. kilkadziesiąt km w górę rzeki, gdzie wypuszczona z elektrowni w Kozienicach gorąca woda zabiła ponad tonę ryb. Nie forujemy jednak żadnych wyroków. Próbki śniętych ryb w Gassach zostały pobrane do badań, których wyniki poznamy w najbliższym czasie" – zapewnia związek.

I dodaje, że ryby nie stwarzają zagrożenia epidemicznego.

ran/r

Czytaj także: