- Jak to możliwe, że dorosły człowiek, który ma dziecko, który już przeżył trochę na tym świecie, wsiada bez prawa jazdy do samochodu, wcześniej spożywając alkohol i jedzie po alkohol? - pytała prokurator Katarzyna Skrzeczkowska. Łukasz K. usłyszał wyrok: 11 lat za śmiertelne potrącenie chłopca i ucieczkę z miejsca wypadku.
Październik 2017 roku, godzina 22. Jak ustaliły prokuratura i sąd, Łukasz K. razem ze swoim kuzynem pomagali w rozładunku kontenera z rzeczami, które ich znajomy sprowadził ze Stanów Zjednoczonych. Wśród tych rzeczy był samochód, toyota RAV 4.
Kiedy skończyli, otworzyli butelkę wódki. Dołączyli znajomi, alkohol się skończył. Wtedy K. zaproponował, że pojedzie do sklepu nocnego po kolejną butelkę. Wziął kluczyki do dopiero co sprowadzonego auta i odjechał w kierunku Pomiechówka.
- Pogoda była wtedy słaba, nawierzchnia mokra, widoczność ograniczona – opisywał w środę sędzia Michał Świć.
Nikt nie zabrał kluczyków
Po drodze K. spotkał kolejnych znajomych. Mrugnął im światłami, żeby się zatrzymali. Razem pojechali do sklepu. Zrobili zakupy. Łukasz miał wracać, ale po drodze podwiózł jeszcze autostopowicza. Wszyscy zeznawali później przed sądem.
- Łukasz K. spotyka na swojej drodze różnych ludzi, którzy, wiedząc o tym, że jest po alkoholu, w żaden sposób nie przeszkadzają mu w dalszej drodze. Nikt nie zwrócił mu uwagi, że może jednak by odpuścił, że może jednak nie jechałby dalej, że stanowi realne zagrożenie dla wszystkich, których spotka na swojej drodze, również dla siebie.
- Wszyscy radośnie rozmawiają, podwożą się, różne rzeczy dzieją się tego wieczoru, natomiast nikt nie wpada na pomysł, żeby zabrać mu po prostu kluczyki – mówiła podczas środowej rozprawy prokurator, która dla K. domagała się 11 lat więzienia.
Uciekł
Później K. był już sam. I to właśnie wtedy – zdaniem śledczych – w miejscowości Cegielnia stracił panowanie nad kierownicą. Z prędkością – jak oszacowali biegli – nie mniejszą niż 73 km/h potrącił 15-letniego Sebastiana. Chłopiec szedł chodnikiem, wracał ze spotkania z kolegami. Do domu miał 100 metrów.
- Pieszy szedł w tę samą stronę, więc Łukasz K. uderzył go w tył. Pokrzywdzony prawdopodobnie nie miał szansy na zareagowanie. Można się domyślać, że w ostatniej chwili zorientował się co do zagrożenia, jakie nastąpiło – opisywał po ogłoszeniu wyroku sędzia.
K. odjechał. Sebastiana w rowie znaleźli sąsiedzi. Wezwali karetkę, jednak chłopca nie udało się uratować. Zmarł w szpitalu. Rodzina zaczęła szukać sprawcy wypadku. Na słupach pojawiły się ogłoszenia.
Wielka Brytania i powrót
W tym czasie K. wyjechał do Wielkiej Brytanii. Wrócił dopiero po miesiącu, w grudniu. Na lotnisku w Modlinie czekali już na niego policjanci. Został zatrzymany.
Michał Klimczak, adwokat: – Oskarżony nie ukrywał się, wrócił po tym, jak dowiedział się, że jest łączony z wypadkiem.
K. przyznał wtedy, że to on kierował toyotą, która potrąciła Sebastiana.
Prokurator: - To był krótki moment jego odwagi cywilnej, bo ani wcześniej, ani później już tej odwagi mu nie starczyło.
Później, czyli już w czasie procesu, Łukasz K. wycofał się ze swoich słów. Podczas mowy końcowej powiedział krótko: - Chcę powiedzieć tylko tyle: ja tego wypadku nie spowodowałem, nie prowadziłem samochodu pod wpływem alkoholu.
Wyrok
O uniewinnienie w środę wnosił obrońca oskarżonego. Adwokat stwierdził, że sprawa nie dojrzała jeszcze do rozstrzygnięcia. Podnosił, że potrzebne jest wydanie łącznej opinii biegłych, którzy wyznaczą tor przedzderzeniowy oraz sprawdzą, czy obrażenia, których doznał Sebastian, korelują z uszkodzeniami samochodu.
- Uważam, że jeżeli osoba niewinna zostanie skazana, to krzywda oskarżyciela posiłkowego [ojca Sebastiana - red.] będzie spotęgowana, bo będzie dochodziło poczucie winy – argumentował mecenas Klimczak.
Ale sąd nie dał wiary słowom oskarżonego. Łukasz K. usłyszał wyrok – 11 lat więzienia oraz dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów.
Sędzia uzasadniał, że co prawda nie ma bezpośrednich świadków zdarzenia, ale są ślady hamowania na jezdni oraz elementy rozbitego samochodu. Powołani biegli potwierdzili, że to części toyoty RAV. Z kolei lekarz stwierdził, że obrażenia, których doznał Sebastian, wskazują, że został potrącony przez samochód o podwyższonym nadwoziu.
- W tej sytuacji trudno było się dopatrzyć jakiejkolwiek okoliczności łagodzącej. K. jechał bez uprawnień, przekroczył prędkość, potrącił pieszego na chodniku, uciekł z miejsca zdarzenia. Nie wiadomo, co miałoby działać na jego korzyść – mówił sędzia.
Apelacja
Obrońca oskarżonego już zapowiada apelację: - Niewątpliwie ta sprawa wymaga tego, żeby skontrolował ją sąd okręgowy.
Ojciec Sebastiana: - Wiem, że to się nie skończyło, bo adwokat będzie pewnie wnosił apelację. Ale czuję ulgę. Przyrzekłem, że znajdę zabójcę mojego syna, dotrzymałem słowa.
Wyrok jest nieprawomocny.
Klaudia Ziółkowska