Protesty przed teatrem. "Będziemy wyjaśniać incydenty"

Policja przygląda się manifestantom
Źródło: Tomasz Zieliński/ tvnwarszawa.pl
Policja wyjaśnia incydenty, do których doszło podczas sobotnich protestów przy Teatrze Powszechnym. Chodzi o race i substancję, która została wrzucona do siedziby sceny.

- W sobotę doszło do kilku incydentów, które będziemy wyjaśniać - mówi tvnwarszawa.pl. Iwona Jurkiewicz z sekcji prasowej Komendy Stołecznej Policji. Dodaje, że podczas zabezpieczenia zgromadzeń, funkcjonariusze nikogo nie zatrzymali.

Pierwszy dotyczy substancji wrzuconej do budynku. Jak relacjonował reporter tvnwarszawa.pl, prawdopodobnie jedna z kobiet została potraktowana żrącą substancją.

- Rozsypano substancję o charakterystycznym zapachu. Została posprzątana, zabezpieczona i wyniesiona z budynku. Będziemy wyjaśniać tę sprawę. Nie mam informacji, by ktoś ucierpiał - wyjaśnia Jurkiewicz.

Policjanci będą sprawdzać również, kto odpalił race w czasie protestów.

Po kilkaset osób

Obie manifestacje zgromadzone przed Teatrem Powszechnym liczyły po kilkaset osób. Narodowcy, wspierani przez środowiska katolickie, protestowali przeciwko spektaklowi, bo - jak twierdzą - sztuka obraża uczucia religijne. Powiewały flagi Obozu Radykalno-Narodowego oraz Młodzieży Wszechpolskiej.

Drugie zgromadzenie to kontrmanifestacja osób opowiadających się za wolnością w sztuce, otwartym teatrem, brakiem cenzury. - Dochodzi tutaj do słownych utarczek, wzajemnego przekrzykiwania się, prowokowania. Ktoś rzucił odpaloną racę. Grupka z obozu narodowego próbowała wejść do teatru, ale uniemożliwiła im to policja - relacjonował po godzinie 18 reporter tvnwarszawa.pl.

Obie grupy oddzielał podwójny policyjny kordon. Dodatkowo przed samym teatrem ustawiono barierki, na plac bezpośrednio przed budynkiem nikt nie miał wstępu.

CZYTAJ WIĘCEJ O TYCH MANIFESTACJACH

ran/mś

Czytaj także: