Wszystko - jak mówi Anna Kędzierzawska z sekcji prasowej Komendy Stołecznej Policji - wydarzyło się w środę około godziny 10, na przystanku w rejonie skrzyżowania Marszałkowskiej z Żurawią.
Według Krzysztofa Pieczyńskiego, awantura rozegrała się po tym, jak jeden z przechodzących obok niego mężczyzn zaczepił go. - Powiedział: "ty pedale". W związku z tym poszedłem za nim i spytałem, dlaczego mnie tak nazywa. (...) On odpowiedział: "bo się tak ubierasz, masz 70 lat, a ubierasz się jak nastolatek". Chodziło o tę czerwoną kurtkę [którą aktor miał na sobie - red.] Zaczęliśmy się szarpać - opisuje aktor w rozmowie z reporterką TVN24.
Przekonuje też, że mężczyzna zwracał się do niego wulgarnie, a kiedy zrobił mu zdjęcie "uderzył go pięścią w twarz". - I opluł mnie (…) chciał mnie kopnąć w krocze, więc się broniłem - podkreśla aktor.
Aktor chce nagłośnić sprawę
Jak mówi Pieczyński, tamten mężczyzna pierwszy wszedł do pobliskiego budynku sądu i pierwszy dotarł na komendę policji przy Wilczej. - Powiedział, że go napadłem. Mówił, że ma obrażenia na ciele. Nie może, bo nie uderzyłem go - przekonuje.
Aktorowi zależy na tym, by nagłośnić sprawę. Mówi, że nie podoba mu się to, iż - tu cytat - "w Polsce wystarczy ubrać czerwoną kurtkę, odróżnić się od szarej masy i natychmiast jest się pedałem". - To niedopuszczalne - stwierdza.
Dopytywany o to, jak się czuje, mówi zaś: - Ból fizyczny wydaje się mniejszy, boli człowieka serce, że ktoś może tak nienawidzić drugiego człowieka.
Pieczyński w rozmowie z reporterką TVN24 przypuszcza, że cała sytuacja mogła mieć związek z jego działalnością. - Jako osoba publiczna mam prawo domniemać, choć nie mam na to dowodów i to nie jest moje oskarżenie jakiejś organizacji tak zwanych polskich patriotów, że nasłali na mnie tego człowieka. Tego nie wiem, ale moja działalność dla Polski laickiej jest szeroko znana (…) Mam prawo przypuszczać, że ten człowiek wiedział, kogo zaczepia. Że to jest gra, aby zrobić ze mnie awanturnika - wyjaśnia Pieczyński.
I przypomina sytuację z września 2016 roku, kiedy profesor Jan Kochanowski został zaatakowany w tramwaju, bo rozmawiał ze swoim znajomym po niemiecku. Sprawę opisywaliśmy na naszym portalu. Według aktora, takie sytuacje są niedopuszczalne.
Dopytywany, czy ktoś z przechodniów zareagował na awanturę, przyznał, że nie.
Policja bada sprawę
Wspomniana już Anna Kędzierzawska z Komendy Stołecznej potwierdza, że sprawą zajmuje się policja. - W tej chwili dysponujemy relacjami dwóch osób: pana Krzysztofa Pieczyńskiego i drugiego mężczyzny. Obaj przyszli do komendy przy Wilczej i złożyli zawiadomienia o naruszenie nietykalności cielesnej - mówi. Nadmienia też, że obaj uczestnicy przyznali, że "doszło do jakiegoś zatargu, mężczyźni pokłócili się, poszarpali i zadawali sobie uderzenia".
Dopytywana o stan zdrowia mężczyzn mówi, że "żaden z nich nie potrzebował stałej opieki medycznej". - Nic nie wskazuje też, by byli pod wpływem jakichkolwiek środków - dodaje. - W trakcie prowadzonego postępowania będziemy zbierać wszelkie dowody, aby poznać przyczyny i przebieg zdarzenia - podsumowuje policjantka.
Funkcjonariuszka nie podaje zeznań drugiego mężczyzny. Jak napisał na Twitterze dziennikarz Radia Zet Mariusz Gierszewski, miał on powiedzieć policji, że "jest szpiegowany przez ubeków w czerwonych kurtkach". A Pieczyński miał właśnie czerwoną kurtkę.
kw//ec