Poseł PO o aferze reprywatyzacyjnej: Hanna Gronkiewicz-Waltz jest ofiarą

Marcin Kierwiński o reprywatyzacji w Warszawie
Źródło: TVN24
Poseł PO Marcin Kierwiński broni swojej partyjnej koleżanki w związku z aferą dotyczącą reprywatyzacji działki na placu Defilad. Twierdzi, że prezydent stolicy jest ofiarą całej sytuacji, a winni są politycy, którzy w latach 90. nie uporali się ze skutkami dekretu Bieruta i złe prawo.

- Każda sprawa musi być analizowana w sposób indywidualny, orzecznictwo sądów w sprawie reprywatyzacji jest bardzo niejednolite. Jeżeli są wątpliwości i zaniechania urzędu to powinny być bardzo dokładnie wyjaśnione – przekonywał Marcin Kierwiński w rozmowie z TVN24.

Zwrotem nieruchomości zajmował się mecenas Robert Nowaczyk, a ze strony urzędu miasta decyzję podpisał ówczesny wiceszef Biura Gospodarki Nieruchomościami Jakub Rudnicki. Kierwiński przypomniał, że urzędnik ten nie jest już pracownikiem ratusza. A Hanna Gronkiewicz-Waltz skierowała zawiadomienie do prokuratury w sprawach związanych z Rudnickim dwa lata temu.

"Ofiara uregulowań prawnych"

Poseł PO podkreślił również, że reprywatyzacja to trudna kwestia. - Niedobrze, ze w latach 90. politycy nie uporali się z tym problemem. Wszelkie wątpliwości wynikają z niedoskonałości polskiego prawa w tym zakresie. Mamy prawo, które umożliwiało handlowanie roszczeniami, tworzyło to różnego rodzaju patologie – stwierdził poseł PO.- Kwestie reprywatyzacji nie rozpoczęły się za czasów prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz. Zajmował się nimi także Lech Kaczyński. Także dla niego to był istotny problem. Ratusz warszawski, także prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz jest raczej ofiarą tego, że nie mamy jednolitych uregulowań prawnych – dodał.I przypomniał, że urząd miasta opublikował tzw. białą księgę. Spotkała się jednak z surowymi ocenami.

Działka za miliony

To reakcja na artykuł w weekendowym wydaniu "Gazety Wyborczej". Dziennik ujawnił, że nieruchomość wartą 160 mln zł przejął dla swoich klientów mecenas Robert Nowaczyk, którego kancelaria specjalizuje się w sprawach reprywatyzacyjnych. Nowaczyk miał zgłosić roszczenia do 120 warszawskich nieruchomości w imieniu swoim i swoich klientów, a 50 już przejąć. Pod zwrotem podpisał się wiceszef Biura Gospodarki Nieruchomościami (jego szef nie miał odpowiednich pełnomocnictw) Jakub Rudnicki. Niedługo potem odszedł z ratusza. Jak podała "Gazeta", obaj panowie mieli udziały w jednej nieruchomości na południu Polski.

"Wyborcza" opisała też pośpiech w jakim Rada Warszawy uchwaliła plan miejscowy umożliwiający budowę na przejętej działce wieżowca o wysokości ponad 200 metrów. To znacznie podniosło realną wartość działki - poprzedni plan przewidywał niższe budynki.

Sęk w tym, że teren prawdopodobnie nie powinien zostać w ogóle oddany, ponieważ jego przedwojenny właściciel Jan Henryk Holger Martin był obywatelem Danii. Natomiast Dania to jedno z państw, których rząd PRL w latach 50. wypłacił odszkodowania za przejęte tzw. dekretem Bieruta nieruchomości. A to oznaczało, że nie mogą domagać się od polskiego państwa żadnych odszkodowań.

ran/b

Czytaj także: