Choć Ochotnicza Straż Pożarna kojarzona jest głównie z małymi miejscowościami i zabawami w remizach, działa też w Warszawie - m.in. w Wesołej i Ursusie. Niedawno powstała też jednostka na Białołęce. Z naszą kamerą sprawdziliśmy, jak członkowie jednej z najprężniej działających jednostek - czyli OSP Ursus radzą sobie z natłokiem codziennych obowiązków w warszawskiej codzienności.
Zamiast imprezy - pożar
Dostają alarmowego SMS-a, po którym na dojazd do jednostki i podjęcie działań mają tylko 15 minut. - Załoga musi się zebrać, umundurować i w pełnym zastępie musimy wyjechać do zdarzenia - tłumaczy Grzegorz Jasiak z OSP Ursus. I chociaż w stolicy - mieście korków, wypadków, marszów, blokad i protestów, wydaje się to nierealne, kiedy w grę wchodzi ludzkie życie - dla nich nie ma rzeczy niemożliwych.
- Umówiłam się kiedyś z koleżanką na karaoke. W połowie drogi dostałam wiadomość alarmową. Szybkie spojrzenie na koleżankę, koleżanka na mnie. No jedź - wspomina jedno z wezwań Ola.
Na co dzień zajmuje się maluchami w żłobku. - Jak każdy, wstaję rano, przeciskam się przez miasto w korkach, jadę do pracy - opowiada. Podkreśla, że w godzinach pracy nie może jechać na alarm. - Nie mogę zostawić dzieci. Ale są alarmy popołudniowe, nocne. Naprawdę dużo się dzieje - opowiada.
Co robią inni członkowie OSP, kiedy nie ratują życia i nie gaszą pożarów? Bartosz, który jest najmłodszym członkiem załogi w Ursusie uczy się w Technikum Samochodowym nr 2. - Jestem w III klasie, za rok mam maturę. Jeżeli podczas zajęć dostaję wiadomość o alarmie, to jeżeli mam ważny sprawdzian czy zaliczenie, to się nie zerwę. Ale jeżeli są luźne lekcje, to podchodzę do wychowawcy i mówię jaka jest sytuacja. Wychodzę i szybko jadę do straży - tłumaczy.
Rafał zajmuje się remontami mieszkań. - Idę rano do pracy, robię swoje. Jeżeli nic się nie dzieje, to dobrze. Jeżeli się dzieje, odbieram smsa, wsiadam w samochód i jak najszybciej jadę do jednostki. Mam specjalne uprawnienia, jestem kierowcą, więc to bardzo ważne - opisuje. Jak godzi obowiązki strażaka z pracą zawodową? - Generalnie staram się realizować zlecenia w rejonie Ursusa. Przerywa się pracę i się jedzie. Naprawdę nic specjalnego - zapewnia skromnie.
Jak podkreśla naczelnik, do obowiązków strażaków-ochotników pracodawcy podchodzą różnie. - Wiadomo, że nie jest to działalność zarobkowa, która pozwoli nam na utrzymanie rodziny, więc pracować trzeba. Owszem jest zapis prawny, który mówi, że pracodawca winien zwolnić pracownika z godzin pracy do gaszenia pożaru czy akcji zabezpieczenia, ale wiadomo, że przepisy to jedno, a życie to drugie. Tak naprawdę każdy stara się dogadać z szefem, bywa różnie - mówi nam Jacek Orłowski.
Jego zdaniem to właśnie szeroki przekrój działalności zawodowej członków jego załogi - pracujący zmianowo, samozatrudnieni, studenci - pomaga w pokryciu potrzeb jednostki.
"Idziemy tam, skąd inni uciekają"
Pytamy strażaków - dlaczego poświęcają swój wolny czas i energię na społeczną działalność w OSP?
- To proste: pasja do pomagania innym w potrzebie. Mam ogromną satysfakcję, kiedy widzę wzrok tych osób, kiedy udaje im się pomóc. To jest najważniejsze - tłumaczy Bartosz.
- Od zawsze chciałam móc pomagać. Dać coś z siebie, a nie siedzieć bezczynnie - dodaje Ola.
Jak podkreśla naczelnik - ważna jest nie tylko chęć bezinteresownej pomocy, ale i adrenalina. - Idziemy tam, skąd inni uciekają. To wielka satysfakcja - mówi Jacek Orłowski.
- Jedni skaczą na spadochronach, inni nurkują. My jesteśmy strażakami, ratujemy ludzkie życie. Po prostu to lubimy - podsumowuje Grzegorz, który na co dzień pracuje w Metrze Warszawskim.
***
OSP Ursus liczy ponad 80 osób, z czego ok. 35 uczestniczy w działaniach ratowniczych. W ubiegłym roku strażacy brali udział w ponad 130 zdarzeniach.
Strażacy OSP stale podnoszą swoje umiejętności. Tak wyglądają ćwiczenia z zakresu gaszenia pożarów wewnętrznych:
Nagranie z zajęć praktycznych w OSP
Ćwiczenia w OSP Ursus
Katarzyna Śmierciak, k.smierciak@tvn.pl