Według mieszkańców budynku na warszawskiej Ochocie kobieta mieszkała tu z mężem i dziećmi od momentu wybudowania bloku. Rodzina od zawsze unikała kontaktu z sąsiadami. Od pięciu lat, kiedy zmarł mąż kobiety, ona sama rzadziej opuszczała mieszkanie. Upośledzoną córką opiekowała się samotnie. Gdy zmarła, niepełnosprawna kobieta została w mieszkaniu sama z rozkładającym się ciałem matki.
- Trudno określić, ile to ciało w tym miejscu leżało, natomiast leżało na pewno dłuższy czas - mówi Nikodem Kiełbowicz z komendy miejskiej straży pożarnej w Warszawie. O tym, że coś jest nie tak zaalarmowała sąsiadka z dołu, pani Katarzyna, gdy na suficie pojawiła się u niej duża plama. Jak się potem okazało, pochodziła z rozkładających się zwłok zmarłej.
Niezauważona śmierć
Jak to możliwe, że w XXI wieku w wielkim mieście umiera kobieta i nikt tego nie zauważa?
- To zależy od tego, jakie są relacje sąsiedzkie. Tutaj były bardzo ograniczone - uważa Krzysztof Gajos, przedstawiciel wspólnoty mieszkaniowej. - Jest pęd za swoimi sprawami, za swoim życiem i nikt nie zwraca na to uwagi, co się dzieje u kogoś - mówi pani Katarzyna, sąsiadka zmarłej kobiety. Tłumaczy, że sama wychowuje córkę i gdy na górze była cisza, uznawała to za dobry znak. - Uważałam, że wszystko w porządku. Myślałam, że opieka społeczna jest z nią w jakimś kontakcie, że ktoś tu przychodzi. Nie wiedziałam, że jest tam córka, nie widywałam jej - twierdzi pani Katarzyna.
Kobieta jednak miała nie jedną, ale dwie córki. Starsza z nich nie mieszkała z matką i, jak mówią sąsiedzi, utrzymywała z nią sporadyczne kontakty. Ona sama w rozmowie z reporterem UWAGI! twierdzi, że dzwoniła do matki co tydzień. Osobiście jednak nie zjawiła się tam od dawna.
- Nie byłam u matki od siedmiu lat - stwierdziła też i dodała, że o śmierci kobiety dowiedziała się od policji. Więcej mówić nie chciała.
Zbierała ubrania ze śmietników
Jak się okazuje, kobieta nie tylko unikała kontaktów z sąsiadami. Po śmierci męża zaczęła też znosić do mieszkania rzeczy z okolicznych śmietników. Administracja od lat próbowała doprowadzić do uprzątnięcia lokalu, jednak właścicielka nie chciała nikogo wpuścić do środka.
- To mieszkanie, gdzie są cztery pokoje i coś na wzór garderoby - mówi Anna Oleszczuk, administratorka budynku. - Te osoby spały na czymś w rodzaju łóżka, tylko i wyłącznie na środku, bo cała reszta pokoi była zawalona. Trudno było tam wejść, bo te rzeczy nagromadzone tamowały drzwi - opowiada i dodaje, że zbierane były hałdy nie zwykłych śmieci, ale tekstyliów, ubrań, które od lat zbierane były z kontenerów i śmietników.
Konsternacja urzędników
Według naszych informacji kilka tygodni przed śmiercią z kobietą kontaktowała się kuzynka. Po spotkaniu z nią poinformowała ośrodek pomocy społecznej, że jej krewna mieszkająca z niepełnosprawną córką źle się czuje i wymaga opieki. Urzędnicy, gdy zapytaliśmy ich o sprawę, byli jednak skonsternowani. Chociaż od znalezienia zwłok minął tydzień, ustalenie tego, jak wyglądała opieka nad nią, zajęło im kilkadziesiąt minut.
Dowiedzieliśmy się, że pracownik socjalny trzykrotnie próbował skontaktować się z kobietą, jednak nigdy to się nie udało. Rozmawiał z nią jedynie przez telefon. Kobieta miała stwierdzić, że nie potrzebuje pomocy. Pracownicy - również telefonicznie - skontaktowali się z jej córką, która nie mieszka z matką, ale ta też miała ich zapewnić, że wszystko jest w porządku.
- Są osoby starsze, które sobie nie życzą kontaktu z pracownikiem socjalnym - tłumaczy Alicja Watrak, dyrektorka ośrodka pomocy społecznej na Ochocie. Przyznaje jednak, że pracownik mógł bardziej zaangażować się w sprawę. - Być może to jest nauczka dla pracowników socjalnych, że to że jest rodzina, nie zmienia faktu, że mimo wszystko musimy kontrolować - mówi.
CZYTAJ TEŻ NA STRONIE PROGRAMU UWAGA!