Pewne jest, że ktoś złamał mu żebra, ręce i nóżki, zrobił mnóstwo siniaków. Ale nie ma pewności, kto to zrobił. Zdaniem sądu zabrakło dowodów, by skazać za to rodziców. Ale można było ich skazać za inne przestępstwo.
O znęcanie się nad 3,5-miesięcznym chłopcem prokuratura oskarżyła jego rodziców: 25-letniego Eryka Ch. oraz 21-letnią Ewelinę N. Ale sąd nie skazał ich za to, że zrobili swojemu dziecku krzywdę, zadając mu ciosy, ale za to, że niedostateczną opieką ułatwili to komuś innemu.
- Sąd nie jest w stanie ustalić, czy oskarżeni byli sprawcami tych ciosów. Ale sąd wskazuje na to, że to oni byli odpowiedzialni, żeby dziecku bezpieczeństwo zapewnić. I nie jest to obowiązek, do którego trzeba jakiegoś specjalnego przygotowania rodzicielskiego - mówiła w poniedziałek podczas ogłaszania wyroku sędzia Małgorzata Matyńska.
Za ułatwienie innej osobie znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad Szymonem Ewelina N. została skazana na cztery lata więzienia, a Eryk Cz. - na sześć lat. Jej groziło 10 lat więzienia, jemu zaś do 15 lat więzienia, bo wcześniej był karany za podobne przestępstwo.
Złamane kości, siniaki
Prokuratorskie śledztwo zostało wszczęte po tym, jak rodzice zgłosili się z Szymonem do szpitala dziecięcego przy Niekłańskiej.
Zostali tam skierowani przez fizjoterapeutę, który podejrzewał u chłopca złamanie kości prawego uda.
Podczas badań lekarz stwierdził u Szymona liczne złamania kości rąk, nóg oraz żeber, na różnym etapie gojenia. U dziecka stwierdzono także zaczerwienienie w okolicach oczu, siniaki na czole, w okolicy prawego kolana, na plecach i w okolicy śródbrzusza.
W sprawie początkowo podejrzewano cztery osoby - Eryka, Ewelinę oraz rodziców Eweliny, bo to właśnie z czwórką dorosłych mieszkał kilkumiesięczny chłopiec. Jednak ostatecznie na ławie oskarżonych zasiedli jedynie rodzice chłopca.
Prawdopodobieństwo to za mało
N. zapewniała podczas procesu, że dziecko od urodzenia znajdowało się głównie pod jej opieką. Opisała, że było szczepione i było pod stałą opieką lekarską. Kobieta przyznała, że często kłóciła się z ojcem dziecka. Przyczyną miał być między innymi fakt, że Eryk Cz. nie miał pracy.
Sąd uznał, że nie było żadnych bezpośrednich dowodów na to, że rodzice, a szczególnie ojciec, zadawali ciosy.
Sędzia Małgorzata Matyńska przypomniała w poniedziałek, że Eryk Cz. już wcześniej "miał skłonność do wykazywania przemocy", a świadkowie podczas procesu zeznawali, że niecierpliwiło go zachowanie syna, który na przykład płacze.
Ale jednocześnie sędzia zaznaczyła: - Prawdopodobieństwo nie jest jednak wystarczające do tego, żeby stwierdzić czyjąś winę.
Powinni zareagować
Uzasadniając wyrok sędzia Matyńska wskazywała, że choć nie ma bezpośrednich dowodów na to, że to Eryk i Ewelina uderzali małego Szymona, to właśnie rodzice są odpowiedzialni za zapewnienie dziecku bezpieczeństwa.
- Dziecko z racji swojego wieku, nie było w stanie ani przeciwdziałać, ani się poskarżyć, ani szukać pomocy, ani odsunąć się. To dziecko, było całkowicie zależne od swoich opiekunów, w tym przypadku rodziców - mówiła sędzia.
Sędzia zwróciła też uwagę na to, jak oskarżeni zachowywali się względem siebie.
- Oskarżona - zakładając, że czynu tego dopuścił się oskarżony - nie prezentowała żadnych oznak, czy to obawy, czy strachu wobec oskarżonego. I odwrotnie, podczas rozprawy demonstrowali chęć wzajemnego kontaktu, pewnej czułości, żadnych oznak strachu, zaniepokojenia nad sobą wzajemnie - przekonywała sędzia. - Los tego dziecka był im całkowicie obojętny, i tylko z tego brał się brak reakcji - podsumowała.
Szymon ma już nową tożsamość
Sąd odrzucił wniosek kuratorki Szymona, która wystąpiła o 10 tysięcy złotych nawiązki dla dziecka. Uzasadniał to faktem, że chłopiec ma już nową rodzinę. Został zmieniony jego PESEL oraz tożsamość, a podanie - chociażby numeru konta i danych do przelewu - wskazałoby na miejsce jego zamieszkania.
Rodzicom zostały odebrane prawe rodzicielskie.
Wyrok nie jest prawomocny. Oskarżeni nie zostali przywiezieni do sądu z aresztu, w którym wciąż przebywają.
kz/pm