Zarzut spowodowania katastrofy kolejowej przedstawiła piotrkowska prokuratura maszyniście pociągu Warszawa - Katowice, który w piątek wykoleił się w Babach k. Piotrkowa Trybunalskiego. Według śledczych, w pociąg jechał z prędkością niemal trzykrotnie większą niż dozwolona w miejscu wypadku. Jak dowiedziała się TVN24, sam maszynista chwilę po wypadku przyznał, że jechał zbyt szybko i nie zauważył znaków informujących o ograniczeniu prędkości do 40 km/h.
Zatrzymany maszynista pociągu został w niedzielę po południu przewieziony do prokuratury okręgowej w Piotrkowie Tryb, gdzie odbyło się jego przesłuchanie w charakterze podejrzanego.
- Prokurator przedstawił mu zarzut sprowadzenia katastrofy w ruchu kolejowym, której następstwem była śmierć jednej osoby oraz doznanie obrażeń ciała różnego stopnia przez szereg innych osób" - powiedział PAP rzecznik piotrkowskiej prokuratury okręgowej Witold Błaszczyk.
Grozi za to kara od dwóch do 12 lat więzienia.
Po przesłuchaniu prokuratura zdecyduje czy wystąpić do sądu o aresztowanie maszynisty, czy zastosować wobec niego inne środki zapobiegawcze.
Sam przyznał
- Ze wstępnych ustaleń komisji badającej wypadek maszynista powiadomił dyżurnego ruchu, że nastąpiło wykolejenie i że przejechał to z nadmierną prędkością - powiedział Marek Olkiewicz z Zakładu Linii Kolejowych w Łodzi.
Najprawdopodobniej dopiero dziś wieczorem kolejarze przywrócą ruch pociągów na stacji w Babach. Na trasie od rana trwają prace naprawcze.
Zginęła jedna osoba
Pociąg TLK, jadący z Warszawy do Katowic, wykoleił się w piątek około godz. 16.15 na wysokości miejscowości Baby, koło Piotrkowa Trybunalskiego. W wypadku zginęła jedna osoba, 84 trafiły do szpitala.
PAP/tvn24.pl/ran/roody