Chaos organizacyjny, nieprzygotowanie i słabsza jakość kształcenia – wiceprezydent Warszawy ostrzega rodziców i dyrektorów szkół przed likwidacją gimnazjów. Samą minister edukacji krytykuje natomiast za brak dialogu z samorządem.
"Ministerstwo nie uwzględnia licznych opinii teoretyków i praktyków, rodziców i organizacji przed szybkim wprowadzeniem nieprzygotowanych zmian" – pisze Włodzimierz Paszyński, który w miejskim ratuszu odpowiada właśnie za edukację.
W liście skierowanym do dyrektorów i uczniów opisuje, jaka jest obecna szkoła i wymienia, jak się zmieni, jeśli plany minister Anny Zalewskiej wejdą w życie.
Wiceprezydent krytykuje m.in. nieprzemyślaną podstawę programową na 12 lat nauki, brak odpowiednich podręczników i pomocy dydaktycznych.
Ucierpią najsłabsi?
Przekonuje, że skrócenie o rok cyklu kształcenia ogólnego (od dziewięciu do ośmiu lat) grozi zmniejszeniem szans edukacyjnych, zwłaszcza najsłabszych uczniów. "Wcześniejszy, mniej przemyślany wybór dalszej ścieżki edukacyjnej, bardziej uzależniony od społeczno-ekonomicznych warunków życia rodziny młodego człowieka niż jego talentów i aspiracji" - argumentuje.
Zdaniem wiceprezydenta, odbije się to nie tylko na młodzieży, ale też na nauczycielach. Oni również potrzebują zapoznania się z nowym programem tak, aby móc kompetentnie przekazywać wiedzę uczniom. "To proces wieloletni i kosztowny. Nie jest możliwe zakończenie go do początku nowego roku szkolnego. Oznacza to, że niezbędne kompetencje nauczyciele zdobywać będą w boju, co niewątpliwie odbije się, na jakości procesu dydaktycznego przynajmniej kilku pierwszych roczników zapowiadanych zmian" – tłumaczy Paszyński.
Dalej pisze, że ministerstwo odbiera uczniom podstawówek szansę nauki w nowym środowisku, w wymarzonym gimnazjum.
Prognozuje problemy z liczbą miejsc w szkołach średnich w przyszłości. "Spotkanie się absolwentów ostatniego rocznika gimnazjalnego i ósmej klasy szkoły podstawowej w 2019 roku w rekrutacji do szkół ponadpodstawowych, oznacza dwukrotnie większą konkurencję w walce o miejsce, zwłaszcza w tych najbardziej obleganych" - przewiduje.
Problem z przedszkolami
Dodaje, że likwidacja gimnazjów wiąże się z szeregiem zmian organizacyjnych. Potrzeba m.in. przekształcenia szkół, obwodów, a często też przebudowy danych placówek. Paszyński przyznaje, że czasu jest mało, a co za tym idzie, chaos organizacyjny jest nieunikniony.
Cofnięcie gimnazjalistów do podstawówek może oznaczać też "pogłębienie deficytu miejsc w przedszkolach". Stracić mogą na tym przede wszystkim trzylatki, o czym pisaliśmy już na tvnwarszawa.pl.
"Zmiany w edukacji, jak w każdej innej dziedzinie życia, są potrzebne. Ale nie wolno ich wprowadzać naprędce – muszą być przemyślane, przyjazne dzieciom, dobrze przygotowane" – przekonuje wiceprezydent.
Przypomina, że stołeczny ratusz wraz z innymi miastami skupionymi w ramach Unii Metropolii Polskich wysłali do MEN szereg zapytań związanych z planowaną reformą. "Niestety nie zostały uwzględnione, a nawet nie podjęto z nami próby dyskusji" - pisze.
"Inwestycja w przyszłe pokolenia"
To nie pierwszy krytyczny głos w sprawie likwidacji płynący ze stołecznego ratusza. Kilkanaście dni temu w mediach społecznościowych odniosła się do niej sama prezydent Hanna Gronkiewcz-Waltz. "Reforma edukacji MEN jest nie tylko nieprzemyślana, ale też bardzo kosztowna. Są lepsze sposoby na wykorzystanie tych pieniędzy" – napisała na Twitterze.
Innego zdania jest wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera (PiS). Na konferencji prasowej zorganizowanej na początku listopada przekonywał, że zmiany MEN są odpowiedzią na potrzeby społeczeństwa. Mają "służyć uczniom i być inwestycją w przyszłe pokolenia".
W ostatnią sobotę przeciwko likwidacji gimnazjów protestowali nauczyciele, rodzice i samorządowcy. Według władz miasta, na ulice Warszawy wyszło około 30 tys. osób.
Nauczyciele idą przed sejm
kw/b
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN