Narodowe Centrum Sportu, zarządzające Stadionem Narodowym, nie czuje się winne odwołania meczu Polska-Anglia. - Decyzję, czy impreza ma się odbyć, czy ma być odwołana, zawsze podejmuje organizator - broni się szef NCS Robert Wojtaś.
- Rozłożono cienką trawę grubości pięciu centymetrów i to działa tak jakby się położyło dywan na płycie betonowej - utrzymywał, a całe zamieszanie i odwołanie meczu nazwał "czymś niewybrażalnym".
Trawa w normie
NCS, które jest operatorem obiektu, nie zgadza się z taką argumentacją. - Jeżeli pada deszcz przez kilka godzin, to ta woda nie jest w stanie zmieścić się w systemie odprowadzającym. Tego deszczu było naprawdę dużo w krótkim czasie - przypominał szef Centrum Robert Wojtaś.
I zaznacza, że trawę na Narodowym wybrano i zainstalowano zgodnie ze wszystkimi wytycznymi.
- Kwestia zamknięcia dachu rozstrzygnęłaby sytuację - przekonuje szef NCS.
A dachu nie zamknięto, bo - jak twierdzi PZPN - na takie rozwiązanie nie zgodzili się obserwator meczu, delegat FIFA. Przeciwne grze przy zadaszeniu miały być również obie reprezentacje.
Na życzenie PZPN
Szef NCS podkreśla, że sugerował PZPN przed spotkaniem, żeby jednak użyć zadaszenia.
- Dzień wcześniej, do godziny dwunastej dach był zamknięty. Dlatego, że przygotowując murawę, chcieliśmy mieć pewność pogody. Na wyraźne życznie PZPN dach otworzyliśmy. Pytaliśmy się kilkakrotnie, cy chcą mieć otwarty dach. Widzieliśmy, jakie są prognozy - mówił Wojtaś.
I dodawał kategorycznie: - To nie była nasza decyzja. To nie NCS organizowało ten mecz, my wynajęliśmy Stadion Narodowy.
twis/k//tvn24.pl