Zima zaatakowała Stany Zjednoczone. Dlatego też tamtejsze media postanowiły poświęcać więcej czasu pogodzie. W jednej ze stacji telewizyjnych w stanie Iowa zabrakło rąk do pracy i dlatego do przeprowadzenia relacji z miasta Waterloo wysłano dziennikarza, który na co dzień zajmuje się tematyką sportową. - Jak to się stało, że zrobiliście ze mnie łowcę śnieżyc? - pytał na wizji i wyraźnie nie ukrywał swojego niezadowolenia.
Stany Zjednoczone odczuły już pierwsze uderzenie mroźnego powietrza z północy. Do kraju zaczęły docierać pierwsze potężne burze śnieżne. Także temperatura drastycznie spadła - miejscami w nocy termometry pokazały -46 stopni Celsjusza.
>>> Czytaj dalej o pogodzie w USA.
Obecność tak nieprzewidywalnego systemu pogodowego oznacza mnóstwo pracy - między innymi dla synoptyków, prezenterów, reporterów pogodowych i redaktorów. W jednej ze stacji telewizyjnych w stanie Iowa zapotrzebowanie na relacje reporterskie o pogodzie było tak duże, że konieczne było wysłanie dziennikarzy zajmujących się innymi branżami. A ponieważ między innymi w miejscowości Waterloo, warunki pracy nie napawają obecnie optymizmem, dziennikarz sportowy Mark Woodley nie był szczególnie zadowolony z powodu niespodziewanego "awansu" na reportera od pogody.
"Jak to się stało, że zrobiliście ze mnie łowcę śnieżyc?"
W relacjach "na żywo" podczas porannego programu, mężczyzna relacjonował aktualną sytuację pogodową, wyraźnie nie ukrywając swojej irytacji.
- Czy może być lepsza pora niż przed świtem, żeby kazać prezenterowi, zajmującemu się na co dzień sportem, wstać z łóżka pięć godzin wcześniej niż zwykle? I ma stać tam, gdzie wiatr, zimno i śnieg. I mówić ludziom, żeby nie znaleźli się w takim położeniu - brzmiały jego pierwsze słowa.
Gdy został zapytany przez prowadzącego poranne pasmo o swoje samopoczucie, odpowiedział: "Cóż… Powiem raz jeszcze - dokładnie tak samo, jak czułem się osiem minut temu, gdy zadawałeś mi to samo pytanie".
Woodley postanowił okazać swoje niezadowolenie, podkreślając jak bardzo warunki jego pogodowego wystąpienia różnią się od tych, w których zwykł pracować.
- Ja jestem przyzwyczajony do programów wieczornych, a nie porannych… One trwają zwykle 30 minut, siedzimy wtedy w ciepłym studiu. A teraz będę stał tu kilka godzin, coraz bardziej sztywny i wyziębiony - narzekał. - Jak to się stało, że zrobiliście ze mnie łowcę śnieżyc? - zastanawiał się.
"Torturujecie mnie"
Mężczyzna nie ukrywał też, że zaczął odczuwać problemy, które bardzo często wiążą się pracą reportera pogodowego.
- Mam dobre i złe wieści. Dobre są takie, że chociaż twarz mi zamarza, jeszcze trochę ją czuję. Chociaż wolałbym, żeby było inaczej - powiedział. - Czy mogę już wrócić do mojej pracy - prezentera informacji sportowych? Wydaje mi się, że specjalnie wydłużacie ten program, torturujcie mnie, chcecie żebym tu marzł - mówił wyraźnie zdenerwowany.
Mężczyzna powiedział także, że wraz z upływem czasu, sytuacja w jakiej się znalazł, jest coraz gorsza.
- W porównaniu z tym co się działo tu 2,5 godziny temu - jest coraz zimniej - stwierdził.
Gdy już zaczęło się rozjaśniać, a na Woodleya czekało ostatnie wejście reporterskie, na jego twarzy pojawiła się wyraźna ulga, a nawet cień radości.
- I na szczęście już po raz ostatni tego poranka, na żywo z Waterloo mówił Mark Woodley - zakończył swoją relację.
Źródło: CNN