Aligator z Florydy prawdopodobnie zagryzł 62-latka. Zwierzę też spotkała śmierć, gdyż mogło zagrażać innym wypoczywającym na półwyspie.
62-letni James Okkers wybrał się z dwójką znajomych na snorkeling w poniedziałek rano w Orange City na Florydzie. Nagle zaginął pod wodą.
- Pływał razem z nami. Widziałam, jak leży na brzuchu z zanurzoną twarzą. Postanowiłam do niego dołączyć. Kiedy podpłynęłam, całkowicie zniknął. Był i po minucie dosłownie się rozpłynął - opowiada jego koleżanka Carol Anen.
Po kilku godzinach poszukiwań ciało mężczyzny zostało znalezione w pobliżu aligatora.
Niebezpieczny gad
Pracownicy ochrony przyrody postanowili zastrzelić 3,5-metrowego gada, którego podejrzewali o zabicie 62-latka.
Aligatora widziano kilka razy w Orange City poprzedniego dnia. Wtedy zwierzę zostało sklasyfikowane jako agresywne i dostęp do wody zamknięto. Natomiast nikt nie widział gada w poniedziałek rano, dlatego kąpielisko ponownie otwarto.
Trwa ustalanie przyczyny zgonu 62-latka. Sekcja zwłok wykaże, czy rzeczywiście został zjedzony przez aligatora.
Autor: mar/map / Źródło: ENEX