Z Warszawy nad morze rowerem. 400 km w 5 dni

Z Warszawy nad morze rowerem
Z Warszawy nad morze rowerem
Z Warszawy nad morze rowerem

Pięć dni. Tyle potrzeba, żeby spokojnym tempem, bez pośpiechu i z pięknymi widokami dojechać rowerem z Warszawy do Tolkmicka nad Zalewem Wiślanym. W sumie pokonałyśmy niecałe 400 km.

Życie to nie tylko bieganie! W wakacje, gdy odpoczywam od zawodów, zazwyczaj wybieram się na krótszy lub dłuższy wyjazd rowerowy. A może by wyruszyć spod domu i dojechać nad morze? Zrobiłyśmy to!

Pierwszy plan był taki, żeby wybrać się do Szwecji. Rok wcześniej już tam byłyśmy - ja i mama, tak zwykle podróżujemy - i dobrze wryły nam się w pamięć piękne okoliczności: noclegi w cudownych, dowolnie wybranych miejscach, małe domki, świetne drogi i ogólne poszanowanie rowerzystów. No, ale… nie udało się. Wybrałyśmy wariant oszczędny: wsiąść na rower już w Warszawie, dojechać nad morze wzdłuż Drogi Krajowej nr 7 i wrócić pociągiem "Słonecznym". Ale nie, nie dokładnie wzdłuż, z pędzącymi autami, tylko w pewnym oddaleniu od DK.

Okazuje się, że to, co spotkałyśmy rok wcześniej w Szwecji – ale polepszone o bociany i kilka najwspanialszych, polskich smaczków – mamy pod nosem, w promieniu 20 km od domu! Czyli znów sprawdziło się stare powiedzenie: cudze chwalicie, swego nie znacie…

Dzień pierwszy: Warszawa – Joniec

Napisać, że zaczynamy bez pośpiechu, to nadużycie. Zupełnie nie możemy zebrać się z domu! Dzień wcześniej wróciliśmy z psami z tygodniowego wypadu w Beskid Niski. Trzeba przeprać rzeczy i zapakować sakwy. Nie mobilizuje fakt, że nic nas nie pogania – żaden pociąg ani samolot. Wyjść możemy o której tylko chcemy. I tak drzwi zatrzasnąć udaje się dopiero po 15. Do pokonania w planach jest 70 km. Start trasy zakładamy na końcowej stacji metra – Młocinach. Gdy wyruszamy z Ursynowa, zaczyna już grzmieć. Na Młocinach jest lepiej, ale czarne chmury straszą. Ruszamy jednak. Z cukru nie jesteśmy, a dodatkowe zabezpieczenie to peleryny rowerowe na deszcz, które mamy ze sobą.

Pierwsze kilometry z sakwami to zawsze czas na przyzwyczajenie się do dodatkowego pakunku na rowerze. Trochę się chwiejemy, trzeba mocniej trzymać kierownicę, wykonywać mniej gwałtowne ruchy. I pamiętać, że hamowanie jest trochę bardziej powolne, niż zwykle. Ja na bagażniku mam dwie zapakowane do pełna sakwy i spód od namiotu. Na kierownicy natomiast – dodatkową torbę z aparatami, kamerą i najbardziej potrzebnymi rzeczami.

Daleko nie ujeżdżamy. Po pokonaniu kilkunastu kilometrów, jeszcze w Puszczy Kampinoskiej kapitulujemy – zatrzymujemy się w niedużej knajpeczce i tam dopada nas deszcz. Dobra, przyznać trzeba, że po prostu dałyśmy się dopaść. Po godzinie czekania, zjedzeniu obiadu, deseru i wypiciu kawy, decydujemy się jednak zarzucić peleryny rowerowe i ruszyć w naszą drogę.

Pokonujemy brukowaną drogę przez Palmiry, aż docieramy do DK7 i dalej bocznymi drogami do mostu w stronę Nowego Dworu Mazowieckiego. Tam droga nie jest łatwa – jezdnia nie za bardzo jest w stanie pomieścić tiry i rowery, a i chodnik z kilometra na kilometr robi się coraz węższy. Pokonujemy jednak te trudności i wreszcie znajdujemy się na naszych wiejskich, lokalnych drogach! Tam dopada nas zachód słońca. Niesamowity! Zachód słońca za każdym razem jest niesamowity i za każdym razem zaskakuje, chociaż – jak podejrzewam – żyłoby się 100 lat i zachody oglądało codziennie.

Wkraczamy w małe wioski. Żadnego ruchu, prosta droga, ani się spostrzegamy, a robi się ciemno. Odpalamy lampki. Nieliczni kierowcy kulturalnie omijają nas szerokim łukiem. W końcu, po pokonaniu ponad 50 km docieramy do Jońca – niewielkiej miejscowości nad rzeką Wkrą.

Jest tam baza dla kajakarzy i pole namiotowe. W powietrzu czuć wyluzowaną atmosferę. Śmiechy dzieciaków, weseli dorośli, piękna rzeka… idealnie! Rozbijamy namiot i szybko zapadamy w sen… na chwilę. Okazuje się, że samochody na pobliskim drewnianym moście robią tyle hałasu, że zamiast spać w nocy bardziej czuwamy. W końcu nad ranem chwila ciszy. Śni mi się, że wprowadzili zakaz poruszania się aut po moście między godz. 4 a 7. – Przestały jeździć! – mówię niemal przez sen. – Taaaa, przestały – słyszę odpowiedź. I w tym momencie jakiś szalony kierowca szybko przejeżdża mostem, a ja czuję jakby jechał mi po głowie. „Turturutrruututuuurturtur”. W końcu, po wielu godzinach oczekiwania nastaje ranek.

Dzień drugi: Joniec – Mława

W drogę – mimo ciężkiej nocy – ruszamy z dobrym nastawieniem. Piękna pogoda, nic nie zwiastuje burzy. Wakacje! Pierwszy odcinek przez wsie nad Wkrą jest idealny. Weseli ludzie, zadbane ogródki, piękne, stare domy. W każdym ogródku kwiaty. Z czasem oddalamy się od rzeki i coraz bardziej zbliżamy do Mławy – naszego następnego przystanku.

Cały czas towarzyszą nam bociany. W większości są już podrośnięte, wiele z nich lata, ale są i takie, które czekają na to, aż do gniazda przyleci mama z jedzeniem. Niektóre dopiero próbują machać skrzydłami. Dla tych, którzy mieszkają poza miastem bocian to normalka, ale my naprawdę musimy wybierać się na wycieczki, żeby je pooglądać!

Gdy po 60 km okazuje się, że do celu zostało nam jeszcze 20, trochę się podłamujemy. I chociaż technicznie prosty, to chyba jest najtrudniejszy odcinek naszej trasy - dość monotonny, z pierwszymi podjazdami. Czekamy już na Mławę z wytęsknieniem. 17, 15, 10, 8 km… w końcu jest! Tablica wjazdowa z napisem "Mława". Ależ jest szczęście!

Śpimy w bursie, wieczorem wypuszczamy się też na pizzę. – Z owoców morza tylko tuńczyk, obawiam się – słyszę przy zamówieniu. Zaraz potem z głośników leci "Ona tańczy dla mnie". Jest dobrze! Humory mamy świetne, tym bardziej, że rano znów budzi nas pełne słońce.

Dzień trzeci: Mława – Grunwald

Postanawiamy zrobić sobie dzień trochę bardziej na luzie – już nie 80, ale bliżej 50 km. Nasz następny cel to Grunwald, a właściwie pole pod Grunwaldem, podobno jest tam kemping. Trasa jest już trochę inna niż na Mazowszu. Więcej podjazdów i zjazdów niż dotąd, zastanawiamy się, jak to możliwe, że tych drugich na razie mamy więcej. Nie wnikając, rozpędzamy się i chłodzimy wiatrem w upał.

Co jakiś czas, gdy najdzie nas ochota na picie albo jedzenie, zatrzymujemy się pod sklepem. Z zaopatrzeniem nie ma najmniejszego problemu – nawet w najmniejszych wioskach jest miejsce, gdzie można uzupełnić zapasy. Nie musimy nawet martwić się o pieczywo – zawsze na końcu trasy jest gdzie je kupić. Nie trzeba wozić wora pełnego jedzenia ze sobą.

Tak w większości wygląda nasza droga

Mamy też pierwsze jeziora, m.in. to, nad którym ocieramy się o burzę – jez. Szkotowskie. I chociaż miejscowy mówi, że nie będzie burzy, my widzimy pioruny. Dlatego jedziemy nad jezioro na szybką przekąskę. W czasie jedzenia oceniamy przepuszczalność parasoli i trwałość daszków, ale okazuje się, że faktycznie… burzy nie ma! Trzeba wierzyć ludziom. Jedziemy dalej.

Grunwald okazuje się niewielką wioską. Gdy docieramy na pole namiotowe, mamy wrażenie, że jesteśmy dokładnie w miejscu, gdzie kiedyś Jagiełło pokonał Krzyżaków. Skwar totalny, dlatego łatwo nam sobie wyobrazić, jak na słońcu cierpieli zakuci w zbroje Krzyżacy. Teraz właśnie zbliża się rocznica wielkiej bitwy, dlatego okolice tętnią życiem.

Tuż obok na przykład odbywa się harcerski zlot. Impreza trwa do północy, ale to nie znaczy, że od rana jest spokój. O 7.30 budzi nas znów muzyka z głośników - harcerze wstają na apel. I dobrze, że nas obudzili, bo upał robi się już nieznośny i ledwo wytrzymujemy w namiocie. Szybki prysznic (w kolejce z harcerkami oczywiście), zakupy pamiątek i lecimy dalej. Kolejny cel: Morąg.

Dzień czwarty: Grunwald – Miłomłyn

Ruszamy z ulgą. Pole pod Grunwaldem na kilka dni przed rekonstrukcją bitwy nie należy do najspokojniejszych miejsc w tym kraju. Nasz cel to - nieco okrężną drogą - Morąg albo jego okolice. Około 70 km. Piękne drogi o idealnej nawierzchni, pola, małe wsie. Nie mijamy nawet stacji benzynowych – te są na drogach krajowych. I tylko zjazdy i podjazdy.

Gdy dojeżdżamy do Miłomłyna, postanawiamy: zostajemy tu. Tylko gdzie spać? W informacji turystycznej dowiadujemy się, że pole namiotowe jest po drugiej stronie „siódemki”. Trzeba przejechać tunelem pod trasą, zjechać na drogę techniczną i dalej kierować się wzdłuż DK na północ. Tam znajdziemy agroturystykę. Nastawiona jestem mocno sceptycznie - wolałabym mieszkać w samym Miłomłynie, a nie gdzieś na obrzeżach, pójść na spokojnie na obiad - ale po lekkim błądzeniu trafiamy w cudne miejsce! Jezioro, przystrzyżona trawa, małe drewniane domki, a między nimi miejsce do rozbicia namiotu. Przemiła właścicielka pokazuje nam, na którym pomoście można posiedzieć i w której knajpie są najlepsze obiady. I chociaż do miasta mamy kilka kilometrów, to dla nas żaden problem.

Rano orientuję się, że kilka lat temu byłam już w tym miejscu. Razem ze znajomymi przejeżdżaliśmy przez dawny most kolejowy tuż obok. Wtedy stanęłam na nim i robiłam zdjęcia miejsca, w którym jesteśmy teraz. Myślałam: ale fajnie żyją sobie ludzie nad takim jeziorem. No i faktycznie życie tam jest całkiem przyjemne!

Udaje się zrealizować też jeszcze jedną akcję – podrzucamy zbędne pakunki mojemu koledze, który wraca akurat znad morza. Okazuje się bowiem, że nabrałam rzeczy jak na dwa tygodnie, a nie tylko kilka dni. No i przygotowałam się na naprawdę ciężkie warunki pogodowe. Kto się spodziewał, że będziemy mieć cały tydzień w słońcu?

Teraz robi się lekko, a sakwy wreszcie bez problemu się domykają. Podjazdy już nie męczą tak bardzo jak wcześniej.

Dzień piąty: Miłomłyn – Tolkmicko

Telefon pokazuje: nad morze zostało nam jeszcze 68 km. I chociaż wiem, że pewnie będzie to bliżej 80, nie zrażamy się. Bierzemy dystans na jeden raz. Z Miłomłyna wybieram drogę trochę na około, ale z obietnicą ciekawych widoków na Kanał Elbląski. Najpierw przejeżdżamy jednak przez Wenecję. Wieś niewielka, kilka domów i zabytkowa kaplica z XVIII wieku. Między kaplicą a sklepem natomiast maluje się smutny widok zrujnowanego po pożarze budynku wielorodzinnego. Do pożaru doszło w kwietniu, a w jego wyniku dach nad głową straciło 20 osób. Na szczęście nikt nie zginął. Teraz po tych smutnych wydarzeniach pozostało wspomnienie: sypiące się ściany i… wciąż kwitnące ogrody. Aż trudno uwierzyć, że zaraz przez drzwi balkonowe nie wyjdzie ktoś zagadać i usiąść wśród kwiatów.

Wenecja. Zaraz tam będziemy

Jedziemy dalej. Z Wenecji prowadzi nas kilkukilometrowa, szutrowa droga – jedyny tak długi nieasfaltowy odcinek na naszej trasie. Nie mogę się już doczekać, jak zobaczymy pochylnie i śluzy. I gdy docieramy do jednej z najciekawszych – pochylni Buczyniec – okazuje się, że… właśnie trwają na niej prace budowlane. – Jeszcze dwa lata. Najmniej! – słyszymy od budowlańca na miejscu. W tym momencie żegnamy się już na dobre z oglądaniem wynalazków techniki na Kanale. Obieramy najprostszą z możliwych dróg i kierujemy się prosto do Tolkmicka. Gdybym tylko wiedziała o tym wcześniej, nasza droga byłaby duuużo krótsza!

Tymczasem w głowie kołacze mi się jeszcze jeden niepokojący fakt: zanim dojedziemy nad Zalew Wiślany, trzeba będzie jeszcze pokonać Wysoczyznę Elbląską. I wprawdzie na końcu czeka nas kilkunastokilometrowy zjazd, ale trzeba będzie na niego naprawdę ciężko zapracować. Zanim jeszcze wbijamy się w góry, dostajemy w kość od wiatru – wieje nam prosto w twarz, pedałuje się naprawdę ciężko. "Będzie klops, jak ten wiatr nie przestanie wiać" – myślę.

W końcu zaczynają się podjazdy. Przed wiatrem na szczęście osłania nas las. Rozpędu ze zjazdów nie wystarcza jednak na pokonanie nawet połowy nachylenia pod następną górę. Sytuację pogarsza jeszcze tragiczny asfalt. Odkąd przekroczyłyśmy granicę powiatu elbląskiego, w zasadzie nie mamy równych dróg. Wszystkie są połatane betonową mieszanką, albo tak popękane, że wyglądają jak skóra jakiegoś wielkiego gada. Podjazdy po czymś takim to koszmar, a zjazdy tylko denerwują – nie da się na nich zupełnie rozpędzić.

Wciąż jednak mamy obietnicę długiego zjazdu na końcu. I tą nadzieją się karmimy. W końcu, po przekroczeniu DK 22 robi się lżej. Koniec gór, zostają nam już tylko proste drogi w stronę wybrzeża. Poprawia się też asfalt. Obie drogi wojewódzkie, które prowadzą do Tolkmicka, są po remoncie. My wybieramy tę z numerem 503. Na tym ostatnim odcinku dopada nas przepiękny zachód słońca. Oczywiście jest też obiecany zjazd. Nad Zalew Wiślany docieramy w chwili, gdy nad horyzontem wisi pomarańczowa kulka. Lepszego momentu nie mogłyśmy wybrać! Teraz już tylko prosta droga do portu i obiad. A głodne jesteśmy okropnie, bo zamiast 80 wyszło nam 100 km!

Widoki na trasie zachwycają!

Cel osiągnięty: dojeżdżamy z Warszawy właściwie nad morze, chociaż nad to prawdziwe nie decydujemy się przedostać. Następny dzień ma być ostatnim z ładną pogodą. Chcemy wykorzystać go na spokojny przejazd do Elbląga. Chcemy zrobić to tak, żeby nie trzeba było podjeżdżać tego, co jeszcze przed chwilą zjeżdżałyśmy.

Dzień szósty: powrót

Postanawiam wybrać drogę wzdłuż Zalewu Wiślanego. Dzięki temu udaje się uniknąć ekstremalnych wrażeń i zadyszki. Mamy też ostatnie spotkanie z Zalewem. Na całkiem miłej, kameralnej plaży w Kadynach pijemy kawę i potem kierujemy się dalej w stronę Elbląga. Ale wciąż nie główną drogą, ale bokami – przez Suchacz z carską fabryką ceramiki i Nadbrzeże, gdzie kiedyś była cegielnia. Jedziemy wzdłuż nieużywanej już linii kolejowej z Elbląga do Braniewa.

Linia wybudowana została pod koniec XIX wieku, a jedną z miejscowości, w której stawał pociąg, były wspomniane wcześniej Kadyny – cesarz Niemiec Wilhelm II miał tam swoją letnią rezydencję. W Tolkmicku, gdzie dziś jest zabytkowy dworzec kolejowy, można było przesiąść się na prom do Krynicy Morskiej. Kto chciał jechać dalej, mógł dostać się do Królewca. Linia była bardzo popularna w latach 80, ale po zmianach ustrojowych zaczęła podupadać. Coraz mniej turystów wybierało się na wczasy nad Zalew Wiślany, dlatego utrzymywanie pociągu przestało się opłacać. W 2006 roku kursy zostały zawieszone. Po roku 2010 udało się zorganizować weekendowe przejazdy z Elbląga do Braniewa, ale lata 2012-13 to już tylko trasa Elbląg – Frombork. Teraz kursów nie ma już wcale, a stacje kolejowe wyglądają tak, jakby od lat nikt na nich nie bywał.

Stacje kolejowe są zupełnie zarośnięte

Po kilku godzinach podziwiania okolic dojeżdżamy do Elbląga. Stąd już pociągami osobowymi do domu.

Polska jest dla rowerów!

Wnioski? Polska JEST dla rowerów. W ostatnich latach kierowcy nauczyli się żyć z rowerzystami. Większość omija rowery szerokim łukiem, zjeżdżając na przeciwny pas. Im auto większe, tym kierowca ostrożniejszy. Inne wnioski: warto dobrze sprawdzić możliwości noclegu. Nie wszystko jest na mapach Google. Po Polsce, zwłaszcza w mało turystycznych miejscach jak nasze północne Mazowsze, jeździ rowerami mało ludzi, dlatego baza noclegowa nie jest aż tak rozbudowana, jak np. na Mazurach. Jeżeli nie chcemy wydać masy pieniędzy na wyjazd, dobrze ruszyć na trasę z listą kempingów czy kwater. Acha, ludzie, których spotyka się na trasie, są świetni!

Jak się przygotować?

Cały wyjazd zorganizowałyśmy jak najniższym kosztem - koszt to ok. 500 zł na osobę. Spałyśmy na polach namiotowych (ok. 20 zł za osobę), jadłyśmy to, co było na miejscu w sklepach i przydrożnych knajpkach. Z powrotem z Elbląga wracałyśmy z przesiadką pociągami osobowymi: najpierw do Malborka i stamtąd pociągiem Kolei Mazowieckich "Słonecznym". W żadnym z tych pociągów nie trzeba rezerwować miejsc dla siebie ani dla roweru, a te ostatnie przewozi się za darmo.

Ze sobą miałyśmy:

- namiot (jeden na dwie osoby), - maty samopompujące do spania, - śpiwory, - butlę z palnikiem - żeby rano napić się kawy, - czajnik, dwa kubki - żeby było z czego ją wypić, - ubrania - spodenki z pampersem, spodenki normalne (do zwiedzania), koszulki zwykłe, kaski, po jednej bluzie, po jednej parze długich spodni, kaski, rękawiczki rowerowe, peleryny rowerowe, - zestaw naprawczy: dętki (po dwie na głowę), łyżki, pompkę, skuwacz do łańcucha, WD40, smar, - po dwa bidony (0,75 l.) z wodą na osobę, - mapnik - po to, by w czasie jazdy cały czas móc zerkać na mapę, - mapy: woj. mazowieckiego, okolic Kanału Elbląskiego i Wysoczyzny Elbląskiej. Najlepiej sprawdzały się mapy o skali ok. 1:100 000, 1:50 000 za często trzeba było przewracać w mapniku.

Przed wyjazdem dobrze jest zaplanować ogólnie trasę. Tak, by będąc na miejscu, pozostawić sobie możliwość zmiany na bieżąco. Jeżeli spodoba nam się jakieś miejsce, zatrzymajmy się. Jeżeli zachwyci nas kemping, który właśnie mijamy, przenocujmy tam - taką właśnie wolność dają rowery.

Więcej na blogu Tak, dobiegnę

Autor: Katarzyna Karpa

Pozostałe wiadomości

Nad Wyspami Brytyjskimi przechodzi burza Eowyn. W Szkocji obowiązuje najwyższy, czerwony stopień ostrzeżeń meteorologicznych, a alarmy niższego stopnia mają utrzymywać się przez kilka najbliższych dni. Rano i wczesnym popołudniem wiatr spowodował wiele utrudnień w Irlandii, gdzie zanotowano rekordowo silne porywy.

Najwyższy stopień alertów na Wyspach. "To jest wręcz apokaliptyczne"

Najwyższy stopień alertów na Wyspach. "To jest wręcz apokaliptyczne"

Aktualizacja:
Źródło:
TVN24, BBC, irishtimes.com, Reuters

Pogoda w ostatni weekend stycznia w niczym nie będzie przypominać zimy. Temperatura przekroczy 10 stopni Celsjusza, a podobnego ciepła spodziewamy się też w następnym tygodniu. W niektórych regionach popada deszcz, ale czeka nas również dużo chwil ze słońcem.

Będzie ciepło jak wiosną. Pogoda na pięć dni

Będzie ciepło jak wiosną. Pogoda na pięć dni

Źródło:
tvnmeteo.pl

Burza Eowyn szaleje na Wyspach Brytyjskich. Do redakcji Kontaktu24 zgłosiła się pani Martyna, która od 14 lat mieszka w Irlandii. Kobieta przedstawiła, jak wyglądają konsekwencje gwałtownej pogody w mieście Galway.

"Miasto jest zdemolowane, wiatr rozrywa drzewa na pół". Relacja Polki z Galway

"Miasto jest zdemolowane, wiatr rozrywa drzewa na pół". Relacja Polki z Galway

Źródło:
Kontakt24, tvnmeteo.pl

IMGW wydał prognozę zagrożeń na nadchodzące dni. Synoptycy poinformowali, że w niektórych regionach pojawić się mogą silne porywy wiatru. Niewykluczone są także utrudnienia w postaci oblodzeń. Sprawdź, gdzie aura może stanowić zagrożenie.

Silny wiatr, niebezpieczny lód. Gdzie IMGW może wydać ostrzeżenia

Silny wiatr, niebezpieczny lód. Gdzie IMGW może wydać ostrzeżenia

Aktualizacja:
Źródło:
tvnmeteo.pl

Strażacy wciąż walczą się z pożarem Hughes Fire, który szaleje na północ od Los Angeles w Kalifornii. Jak podała agencja Reuters, rozprzestrzenianie się ognia udało się w czwartek zatrzymać. W hrabstwie, które doświadczyło potęgi żywiołu, ma zacząć padać, co rodzi jednak kolejne zagrożenie.

Konsekwencje pożaru widać z kosmosu. Ogień strawił już cztery tysiące hektarów

Konsekwencje pożaru widać z kosmosu. Ogień strawił już cztery tysiące hektarów

Aktualizacja:
Źródło:
Reuters

W niedzielę odbędzie się 33. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jaka pogoda czeka nas tego dnia? Sprawdź prognozę pogody na 26 stycznia 2025 roku.

WOŚP 2025. Niektórym przydadzą się parasole

WOŚP 2025. Niektórym przydadzą się parasole

Źródło:
tvnmeteo.pl

W modelach pogodowych nie widać skandynawskiego wyżu, który miałby sprowadzić zimno. Zamiast tego pogodę mają kształtować atlantyckie niże. Temperatura w Polsce już niedługo może wzrosnąć powyżej 10 stopni Celsjusza. Co jeszcze przyniesie koniec stycznia i początek lutego? Synoptyk tvnmeteo.pl Arleta Unton-Pyziołek sprawdza, czy są szanse na powrót chłodu i śniegu.

Mapy "rozgrzane do czerwoności". Nasza synoptyk sprawdza szanse na zimę

Mapy "rozgrzane do czerwoności". Nasza synoptyk sprawdza szanse na zimę

Źródło:
tvnmeteo.pl

Część Stanów Zjednoczonych znalazła się w objęciach surowej zimy. W jednym z miast w stanie Michigan doszło do pęknięcia sieci wodociągowej. Woda z rur wypłynęła na ulice i bardzo szybko zamarzła, tworząc na zaparkowanych pojazdach grubą warstwę lodu.

Mróz taki, że pękały rury. Auta pokryła gruba warstwa lodu

Mróz taki, że pękały rury. Auta pokryła gruba warstwa lodu

Źródło:
fox2detroit.com, CNN

Z powodu dużego zanieczyszczenia powietrza w Bangkoku w czwartek zamknięto blisko 200 szkół. Mieszkańców poproszono o pracę z domu, a w niektórych dzielnicach miasta ograniczono ruch samochodowy.

Zamknięto prawie 200 szkół, mieszkańców poproszono o zostanie w domach

Zamknięto prawie 200 szkół, mieszkańców poproszono o zostanie w domach

Źródło:
PAP, AFP

Głuszce to bardzo charakterystyczne ptaki. W okresie godowym, który zaczyna się w połowie kwietnia, samce wydają z siebie serię odgłosów, by zwabić partnerkę. Pewnemu fotografowi z Rumunii udało się jednak nagrać taką "arię" na długo przed nadejściem wiosny.

Usłyszał charakterystyczny śpiew. O wiele za wcześnie

Usłyszał charakterystyczny śpiew. O wiele za wcześnie

Źródło:
ENEX, tvnmeteo.pl

Dwa trzęsienia ziemi w odstępie kilku godzin nawiedziły w czwartek Filipiny. W mieście San Francisco na wschodzie kraju uszkodzonych zostało kilkanaście budynków - przekazały lokalne władze.

Dwa trzęsienia ziemi i kilkadziesiąt wstrząsów wtórnych

Dwa trzęsienia ziemi i kilkadziesiąt wstrząsów wtórnych

Źródło:
Reuters

W środę w Karkonoszach doszło do kolejnego w ostatnich dniach poważnego wypadku. Turysta doznał licznych obrażeń po tym, jak osunął się z krawędzi zbocza w Kotle Wielkiego Stawu i stoczył się z dużej wysokości. Ratownicy przestrzegają, że w górach jest bardzo ślisko i wybierając się w wysokie partie, należy być odpowiednio przygotowanym.

Turysta stoczył się z 300 metrów. Seria wypadków w Karkonoszach

Turysta stoczył się z 300 metrów. Seria wypadków w Karkonoszach

Aktualizacja:
Źródło:
PAP, TVN24

Góra lodowa A23a jest na kursie kolizyjnym z Georgią Południową, brytyjską wyspą położoną na południowym Atlantyku. Jeśli w nią uderzy, zginą zwierzęta takie jak pingwiny i foki.

Największa góra lodowa świata sunie na wyspę. Życie pingwinów i fok zagrożone

Największa góra lodowa świata sunie na wyspę. Życie pingwinów i fok zagrożone

Źródło:
BBC, bas.ac.uk

Internauci twierdzą w mediach społecznościowych, że gęste mgły, które pojawiały się w ostatnim czasie w różnych miejscach na świecie, to sztucznie wywołane zjawisko. Nadali mu nawet nazwę - Fogvid-24. Według nich to mieszanka szkodliwych pyłów, a kontakt z nią skutkuje grypopodobnymi objawami. Ta teoria spiskowa, choć powstała w Stanach Zjednoczonych, dotarła już do Polski.

Fogvid-24, czyli "mgła śmierci", która wywołuje objawy grypopodobne. Nowa teoria spiskowa

Fogvid-24, czyli "mgła śmierci", która wywołuje objawy grypopodobne. Nowa teoria spiskowa

Źródło:
Konkret24

Dwa słupy energetyczne runęły pod naporem silnego wiatru w pobliżu miasta Oaxaca w Meksyku. Z tego powodu mieszkańcy od kilku dni borykają się z brakiem energii elektrycznej. Wichury doprowadziły także do paraliżu na jednej z dróg.

Wichura powaliła słupy energetyczne i przewróciła ciężarówkę

Wichura powaliła słupy energetyczne i przewróciła ciężarówkę

Źródło:
Gobierno de Mexico, ENEX

Fala upałów nawiedziła Brazylię. We wtorek termometry pokazały prawie 40 stopni. Pracownicy zoo w Rio de Janeiro pomagają zwierzętom przetrwać spiekotę, częstując je mrożonymi przysmakami. W tym samym czasie zwierzęta na ciepłym zazwyczaj południu Stanów Zjednoczonych zasypał śnieg.

"Nie ma jeszcze dziesiątej, a już jest upał". Prawie 40 stopni w Brazylii

"Nie ma jeszcze dziesiątej, a już jest upał". Prawie 40 stopni w Brazylii

Źródło:
Reuters, tvnmeteo.pl, INMET, istoe.com.br

W Nigerii rozprzestrzenia się epidemia gorączki Lassa. W najnowszym komunikacie Nigeryjskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (NCDC) potwierdziło śmierć 22 osób i 143 zdiagnozowane przypadki choroby w pierwszych dwóch tygodniach 2025 roku. Według NCDC sytuacja w kraju jest krytyczna.

Epidemia gorączki Lassa. 22 osoby nie żyją

Epidemia gorączki Lassa. 22 osoby nie żyją

Źródło:
PAP

Arktyczne zimno, które sięgnęło południowych części Stanów Zjednoczonych, sprowadziło śnieg i opady marznące do regionów, które od wielu lat nie doświadczyły tak potężnego ataku zimy. Według władz zginęło co najmniej 12 osób.

"Nigdy czegoś takiego nie widziałem. I prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczę"

"Nigdy czegoś takiego nie widziałem. I prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczę"

Aktualizacja:
Źródło:
CNN, PAP, NWS, eu.usatoday.com

Ośmioletnia kotka o imieniu Mittens w ciągu 24 godzin trzy razy leciała samolotem między Nową Zelandią a Australią. Pracownicy lotniska nie zauważyli klatki ze zwierzęciem podczas rozładunku luku bagażowego.

Kot został w samolocie. Odbył trzy podróże w ciągu doby

Kot został w samolocie. Odbył trzy podróże w ciągu doby

Źródło:
BBC

Policja w Houston w Teksasie ma duży kłopot ze szczurami, które spożywają narkotyki skonfiskowane i przechowywane w magazynach. Nawet deratyzatorzy nie radzą sobie z plagą. Do tej pory gryzonie miały wpływ na bieg przynajmniej jednej bieżącej sprawy.

Duży problem policji. Szczury "uzależnione od narkotyków" zjadają dowody

Duży problem policji. Szczury "uzależnione od narkotyków" zjadają dowody

Źródło:
PAP, CBS News

W worku na śmieci pod greckimi Salonikami znaleziono marmurową rzeźbę kobiety - poinformowała w środę policja. Eksperci szacują jej wiek na ponad dwa tysiące lat. Obiekt wysłano na dalsze badania archeologiczne.

Rzeźba znaleziona w worku na śmieci. Może mieć ponad dwa tysiące lat

Rzeźba znaleziona w worku na śmieci. Może mieć ponad dwa tysiące lat

Źródło:
PAP

Przechodzący przez Portugalię niż Garoe przyczynił się do bardzo silnych i niebezpiecznych zjawisk. W dystrykcie Setubal doszło do silnej burzy z piorunami. Jeden z nich uderzył w budynek popularnej restauracji.

Piorun trafił w restaurację na plaży w Portugalii

Piorun trafił w restaurację na plaży w Portugalii

Źródło:
CNN Portugal, IPMA, Safe Communities Portugal

Zima na dobre rozgościła się w południowych regionach Stanów Zjednoczonych. Potężnie sypnęło między innymi w miejscowości Baton Rouge w stanie Luizjana. Opady sprawiły radość maskotce tamtejszego uniwersytetu.

Tygrys bengalski przysypany śniegiem

Tygrys bengalski przysypany śniegiem

Źródło:
CNN, lsu.edu

Dikeledi przetoczył się przez Mozambik. W wyniku żywiołu w prowincji Nampula zginęło co najmniej 11 osób - podały miejscowe władze. Cyklon przyniósł ulewne opady deszczu oraz porywisty wiatr, którego porywy sięgały 195 kilometrów na godzinę.

Dziesiątki tysięcy zniszczonych domów. Wzrósł bilans ofiar cyklonu Dikeledi

Dziesiątki tysięcy zniszczonych domów. Wzrósł bilans ofiar cyklonu Dikeledi

Źródło:
PAP, aimnews.org

Australijscy naukowcy przeanalizowali wpływ ocieplenia klimatu na funkcjonowanie jaszczurek pustynnych. Jak wynika z badań, rosnąca temperatura będzie zagrożeniem dla gadów polujących w trakcie dnia, którym coraz trudniej będzie zdobywać odpowiednią ilość pożywienia. Problem szczególnie dotknie zwierzęta żyjące w Afryce.

Wzrost "kosztów życia" u jaszczurek. Winna zmiana klimatu

Wzrost "kosztów życia" u jaszczurek. Winna zmiana klimatu

Źródło:
PAP

Amerykańska Federalna Agencja Lotnictwa (FAA) wymaga od należącej do Elona Muska firmy SpaceX dochodzenia w związku z wypadkiem podczas ostatniego testowego lotu rakiety Starship. Statek kosmiczny eksplodował w powietrzu, a jego szczątki spadły na Ziemię. Agencja zawiesiła kolejne loty do czasu wyjaśnienia tej sprawy.

Megarakieta Starship na razie nie poleci. W firmie Muska trzeba przeprowadzić dochodzenie

Megarakieta Starship na razie nie poleci. W firmie Muska trzeba przeprowadzić dochodzenie

Źródło:
PAP, tvnmeteo.pl

Na miłośników obserwacji nocnego nieba czeka prawdziwa gratka. Nadchodzą tygodnie, podczas których będziemy mogli ujrzeć siedem planet Układu Słonecznego. Do dostrzeżenia większości z nich nie będą potrzebne żadne urządzenia.

Patrzcie w niebo, bo większość planet będzie "na wyciągnięcie dłoni"

Patrzcie w niebo, bo większość planet będzie "na wyciągnięcie dłoni"

Źródło:
PAP