Odmówił walki w Ukrainie, inni żołnierze pobili go i upozorowali egzekucję

Źródło:
BBC, tvn24.pl
Mobilizacja w Rosji. Wideo archiwalne
Mobilizacja w Rosji. Wideo archiwalneReuters Archive
wideo 2/4
Częściowa mobilizacja w Rosji. Wideo archiwalneReuters Archive

Wielu Rosjan nie chce uczestniczyć w inwazji na Ukrainę. Udziału w walkach odmawiają nie tylko poborowi siłą wcieleni do armii w ramach mobilizacji, ale również żołnierze stacjonujący od miesięcy w koszarach. Rosyjska sekcja BBC przedstawiła historię mężczyzny, który odmówił walki i został za to ciężko pobity przez innych żołnierzy.

Pod koniec lutego, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, Stas służył już w rosyjskiej armii, ale nie był żołnierzem profesjonalnym, a tylko tacy mieli wciąć udział w "operacji specjalnej". Po wybuchu wojny otrzymał jednak wezwanie na front. Jego ojciec Sergei błagał go, by odmówił. - Masz tam (w Ukrainie - red.) krewnych, po prostu odmów - prosił. Ale Stas zdecydował, że pojedzie na front. - Wierzył, że to właściwa postawa. Mówiłem mu, że jest jak zombie (tak Ukraińcy określają często rosyjskich najeźdźców - red.), i niestety, życie tego dowiodło - dodał cytowany przez rosyjską sekcję BBC mężczyzna. Imiona jego oraz jego syna ze względów bezpieczeństwa zostały zmienione.

Nie chciał walczyć w Ukrainie

Stas trafił do Ukrainy. Gdy tylko się tam znalazł, zaczął wysyłać do ojca wiadomości, w których pytał, co mogłoby się stać, gdyby odmówił walki. Przerażony opowiedział mu zasłyszaną w armii historię jednej z bitew z Ukraińcami. - Mówił, że rosyjscy żołnierze nie mają żadnej ochrony, nie było żadnych przygotowań, żadnych danych wywiadowczych. Kazano im iść przodu, ale nie wiedzieli, co jest przed nimi - zaznaczył Sergei.

Dodał, że wiedział, iż nie jest to łatwa decyzja, ale radził synowi, by mimo wszystko odmówił udziału w walkach. - Powiedziałem mu: "To nie nasza wojna, nie chodzi tu o wyzwalanie". Odpowiedział, że przygotuje pisemną odmowę. Później jemu oraz kilku innym żołnierzom, którzy odmówili walki, zabrano broń. Pilnowali ich uzbrojeni strażnicy - przekazał ojciec Stasa.

ZOBACZ TEŻ: Pili tak dużo, że odesłano ich do domu. Rosyjski deputowany o poborowych, którzy "w głowie mają jedno"

Sam zaangażował się w walkę o odesłanie jego syna do domu. Jak wyjaśnił w rozmowie z BBC, wiele razy jeździł do koszar, by upewnić się, że Stas faktycznie zostanie zwolniony. Apelami o pomoc zasypywał wojskowych i śledczych. Jego wysiłki opłaciły się, Stas został w końcu odesłany do Rosji. Po powrocie do domu wyznał ojcu, co spotkało go po tym, jak odmówił walki.

- Bili go, a później zabrali na zewnątrz, tak jakby mieli zamiar go zastrzelić. Kazali mu położyć się na ziemi i liczyć do dziesięciu. Odmówił, więc kilka razy uderzyli go pistoletem w głowę. Mówił mi, że twarz miał całą we krwi. Następnie zabrali go do pokoju i oznajmili mu: "Idziesz z nami albo cię zabijemy". Ale później ktoś wziął go do pracy w magazynie - wytłumaczył Sergei.

Mobilizacja w Rosji. Poborowi nie chcą walczyć

Do tej pory w niezależnych rosyjskich mediach pojawiały się głównie historie odmawiających walki w Ukrainie poborowych, którzy do armii zostali wcieleni w ramach ogłoszonej 21 września "częściowej mobilizacji". Zwerbowani w ten sposób Rosjanie skarżyli się na fatalne warunki w koszarach i brak dodatkowego przeszkolenia przed wysłaniem na front. Trudno określić dokładną liczbę mobilizowanych zabitych w walkach, ale ukraiński portal InformNapalm wyliczył w październiku, że średnia długość życia rosyjskiego poborowego trafiającego na front to cztery dni.

Widząc, jak wielu Rosjan woli uniknąć uczestnictwa w walkach, Ukraińcy uruchomili gorącą linię, na którą dzwonić mogą mężczyźni powołani do armii wbrew własnej woli i chcący uratować życie. Władze w Kijowie podały pod koniec listopada, że z projektu skorzystało już ponad 3,5 tysiąca Rosjan.

ZOBACZ TEŻ: Rosyjski poborowy odmówił wyjazdu na front. Spod ukraińskiej granicy uciekł taksówką

Autorka/Autor:kgo//az

Źródło: BBC, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock