"Wojna to nie gra wideo". Pierwszy zabił człowieka za pomocą drona

Stacja kontroli Predatora. Po lewej siedzi pilot, po prawej operator sprzętu rozpoznawczegoUSAF

- Pilotowanie drona w walce nie ma nic wspólnego z grami wideo - pisze były amerykański pilot, który twierdzi, że jako pierwszy w historii zabił człowieka przy pomocy samolotu-robota. Pomimo tego, że znajdował się po drugiej stronie globu, miał odczuwać silne emocje. Do dzisiaj nie może zapomnieć widoku zabitego przez siebie taliba.

Scott Swanson napisał krótki tekst dla portalu Breaking Defense. Od wielu lat jest już "w cywilu" i prowadzi własną firmę. Wcześniej był jednak pilotem śmigłowca, a potem jednym z pierwszych pilotów dronów Predator. Służył w eksperymentalnej jednostce, która przeprowadzała testy nowej maszyny, obecnie będącej jednym z symboli sił zbrojnych USA.

Zdalna wojna

Część tekstu Swansona jest powodowana lekceważeniem, z jakim piloci "normalnych" samolotów bojowych traktują tych pilotujących drony. Popularne są takie określenia jak "cyfrowi wojownicy", "gracze" czy "fotelowe lotnictwo". - Rzeczywiście pilot drona nie czuje ruchów maszyny, nie słyszy jej silnika a ma przed sobą tylko kilka ekranów, dżojstik oraz klawiaturę. Na tym kończą się podobieństwa z grami komputerowymi. Mentalnie pilot jest w swoim dronie, pomimo tego, że fizycznie jest on pół globu dalej. Emocjonalnie znajduje się na wojnie - pisze pilot. Amerykanin za przykład tego, jak bardzo realistyczne wrażenia towarzyszą pilotowaniu drona, podaje misję nad Afganistanem w 2000 roku. Jej opis jest ciekawy również dla tego, że Swanson twierdzi, iż podczas niej miał na celowniku Osamę bin Ladena. Wówczas Predatory nie były jednak uzbrojone i nie mógł nic zrobić z już wówczas poszukiwanym terrorystą. Rok później doszło do zamachów na WTC oraz Pentagon. Swanson opisuje, że pilotował Predatora krążącego nad wioską w pobliżu afgańskiego miasta Kandahar, bastionu talibów. Wówczas panowali oni niepodzielnie nad Afganistanem, który był bazą dla Al Kaidy. Niedługo po tym jak wśród zabudowań zauważyli mężczyznę idealnie pasującego do opisu Osamy bin Ladena, z odległego o kilkadziesiąt kilometrów lotniska wystartował myśliwiec MiG-21. Swanson nie podaje w jaki sposób wykryto afgańską maszynę, ale miał otrzymywać meldunki o jej ruchach na bieżąco. Szybko stało się jasne, że myśliwiec zmierza w kierunku Predatora. Odlegli o pół świata piloci mieli zacząć gwałtownie manewrować, starając się uciec od MiGa. - Widząc nas inni piloci by się uśmiali. Siedząc przed monitorami intensywnie przechylaliśmy się zgodnie z ruchami Predatora. W końcu jakoś zdołaliśmy wymanewrować myśliwiec i uciekliśmy. Ta misja była tak samo wymagająca jak loty na HH-60G Pavehawk, które pilotowałem wcześniej - stwierdza Swanson. HH-60G to specjalnie przebudowany popularny śmigłowiec Blackhawk, przystosowany do misji specjalnych za liniami wroga. Loty na nich są bardzo wymagające dla załóg, bo wiążą się z dużym ryzykiem.

Teraz Predatory są rutynowo uzbrajane w dwie rakiety powietrze-ziemia Hellfire. W 2001 roku był to eksperymentUSAF

Widok śmierci wryty w pamięć

Jeszcze bardziej wymagająca miała być misja, która odbyła się rok później. Do tego czasu Predatory uzbrojono, w znacznej mierze z powodu bezsilnego "spotkania" z bin Ladenem. Kiedy wojsko USA rozpoczęło pierwszą fazę inwazji na Afganistan w formie zmasowanych nalotów, Swanson ze swoim dronem miał być na pierwszej linii. - Prowadziliśmy zwiad i ostrzegaliśmy przed zagrożeniami nadlatujące B-2 (bombowce strategiczne startujące z USA - red.). Pomimo tego, że siedzieliśmy na parkingu jednej z baz wojskowych w Wirginii, to naprowadzaliśmy w czasie rzeczywistym naloty w Afganistanie - wspomina pilot. Tej samej nocy miało dojść do przełomowego wydarzenia, które wryło się Swansonowi w pamięć. - Dostaliśmy rozkaz otworzenia ognia. Wypowiedziałem "modlitwę pilota" ("Boże, nie pozwól mi tego spiep…." - red.) i nacisnąłem spust. […] Kiedy z ekranu zniknął rozbłysk eksplozji zobaczyliśmy przelatujący w poprzek jasny obiekt, kręcący się jak rzucona w powietrze lalka. To było ciało, wyginające i skręcające się, świecące od ciepła wybuchu (w nocy kamery Predatora działają w podczerwieni - red.) - wspomina Amerykanin. Jak pisze Swanson, ten widok wrył mu się w pamięć i pomimo upływu niemal półtorej dekady nie może go zapomnieć. - Atak, który przeprowadziliśmy tamtej nocy, w niczym nie przypominał gry komputerowej. Dla wszystkich pilotów dronów jedno jest absolutne jasne: wojna nie jest grą, ani nigdy nią nie będzie - stwierdza pilot.

Na marginesie tekstu Swansona należy wspomnieć, że badania wykazały, iż piloci dronów również odczuwają skutki PTSD, czyli zespołu stresu pourazowego. Najczęściej jest on wiązany z ciężkimi przeżyciami żołnierzy walczących na ziemi, ale ustalono, że siedzący pół świata dalej piloci dronów również odczuwają silne emocje i stres wpływające na ich psychikę.

Autor: mk//gak / Źródło: Breaking Defense, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: USAF