Liczba kobiet w szeregach ukraińskiej armii stale rośnie, obecnie stanowią one blisko jedną piątą żołnierzy tego kraju. - Na polu walki udowodniłam, że kobieta na wojnie warta jest tyle samo, co mężczyzna - mówi 38-letnia Switłana, starszy porucznik Sił Zbrojnych Ukrainy, która walczy obecnie na wschodzie kraju. Wciąż wiele Ukrainek stara się o włączenie do armii. - Tak jak one wszystkie, ja również chcę być wojownikiem, a nie ofiarą – wyjaśnia 30-letnia Olga.
Według "Washington Post", kobiety stanowią obecnie około 22 procent ukraińskiego wojska. Liczba ta wzrosła niemal dwukrotnie po rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
- Brałam udział w protestach na Majdanie, więc gdy Rosjanie zaatakowali mój kraj, wstąpienie do armii było logiczną kontynuacją mojego zaangażowania – tłumaczy 38-letnia Switłana, starszy porucznik Sił Zbrojnych Ukrainy.
Podkreśla, że ze względów bezpieczeństwa nie może zdradzać szczegółów swojej lokalizacji oraz działań, w które jest zaangażowana. - To też przynosi pecha – dodaje. Zapytana o pełnioną w wojsku funkcję odpowiada, że jej zadaniem jest "utrącanie rosyjskich głów", sugerując wyszkolenie snajperskie.
- Armia zdecydowanie nie jest miejscem wyłącznie dla mężczyzn. Całe nasze społeczeństwo jest równe i dotyczy to również wojska – mówi. - Nigdy nie postrzegałam tego miejsca jako męskie. A nawet jeśli któryś z moich kolegów podważał wartość kobiety na wojnie, na polu bitwy udowodniłam mu, że nie miał racji – zaznacza.
"Na wojnie różnice jak płeć czy wiek znikają"
- Nie widzę też żadnych różnic w traktowaniu kobiet i mężczyzn. Na wojnie różnice jak płeć czy wiek znikają. Wystarczy kilka dni oraz doświadczeń i wszyscy stajemy się rodziną – mówi Switłana.
- Nigdy nie czułam się dyskryminowana, ale przyznam, że otrzymuję bardzo dużo uwagi i troski. Tę różnicę z pewnością zauważam – śmieje się Tatiana, 26-letnia pielęgniarka będącą członkinią tego samego oddziału, co Switłana. - Czuję się chroniona. Mężczyźni zawsze starają się mi pomóc i pokazać, że są dżentelmenami – dodaje.
Obie podkreślają, że w walkach nie biorą udziału wyłącznie żeńskie oddziały, a same nie są jedynymi kobietami służącymi w stacjonującej na wschodzie Ukrainy jednostce.
Kobiety w "prawdziwym piekle". "Najgorszy jest widok i zapach krwi"
Zgadzają się co do szoku, jakiego doznały podczas "najnowszej odsłony trwającej od 2014 roku rosyjskiej wojny". - Myślałam, że warunki trwającej na wschodzie Ukrainy od 2014 roku wojny były złe, ale teraz wiem, że to dziś znajduję się w prawdziwym piekle – mówi Switłana. - Najgorszy jest widok i zapach krwi. Oczywiście nie jest to nowością ani zaskoczeniem na wojnie, ale naprawdę nie spodziewałam się aż takiej skali zjawiska – dodaje Tatiana.
26-latka wstąpiła do Wojsk Obrony Terytorialnej Ukrainy trzeciego dnia inwazji, w ramach formacji brała aktywny udział w walkach w rodzinnym obwodzie kijowskim. Medykiem polowym została, gdy w późniejszej fazie wojny oficjalnie stała się częścią Sił Zbrojnych Ukrainy. - Nie mogę niestety powiedzieć, ilu z nas ginie, ale liczby te są przerażające i stale potrzebujemy nowych żołnierzy - mówi.
Zdaniem 38-latniej Swietłany Ukraina nadal znajduje się w "pierwszej fazie wojny". - Myślę, że druga przyjdzie w zimę i obawiam się, że Rosjanie – gdy nie uda im się nas pokonać - zaczną używać taktycznej broni atomowej. Nadal jesteśmy dopiero na początku, a walki mogą się ciągnąć latami – ocenia Switłana.
Komentując motywację żołnierzy, zauważa, że takiego oddania nie widziała od początku swojej ośmioletniej kariery wojskowej. - Wrogowie natomiast tej motywacji mają niewiele;. Gdy Ukrainiec idzie na śmierć, wie, że ginie w obronie swojej rodziny, swojego domu – wskazuje.
"Już zawsze będziemy musieli być gotowi"
Obie walczące na froncie kobiety podkreślają, że po wygranej wojnie planują pozostać w armii. - Po zwycięstwie chcę kupić pub, żeby przez miesiąc świętować wygraną. Każdy będzie mógł tam przyjść i za darmo wypić za nasze zwycięstwo – żartuje Switłana. - Zostanę w wojsku, ale chcę też utworzyć organizację szkolącą kobiety w walce. Przygotować je tak, jak swoje kobiety przygotowuje Izrael, bo zagrożenie nigdy nie zniknie i już zawsze będziemy musieli być gotowi – dodaje.
Tatiana przyznaje, że po powrocie z wojny chciałaby poświęcić się "typowo kobiecym zajęciom". - Chcę urodzić i wychować kilku Ukraińców – mówi. - Ale zanim do tego dojdzie, moim największym marzeniem jest wzięcie udziału w odbiciu obwodu chersońskiego, gdzie pod rosyjską okupacją żyją moi rodzice – dodaje.
"Chcę być wojownikiem, a nie ofiarą"
Wiele kobiet nadal stara się o włączenie do ukraińskiej armii. - Do wojska próbowałam dołączyć już w lutym, ale wówczas szukano wyłącznie ludzi z doświadczeniem bojowym – wspomina 30-letnia Olga. - Nie mieli wtedy ani czasu, ani środków, żeby szkolić niedoświadczonych chętnych – tłumaczy.
Mówi, że zgodnie z radą, którą usłyszała w urzędzie wojskowym, zapisała się na kurs medycyny polowej. Kolejną próbę dostania się na front podjęła w lipcu. - Zrobili mi testy medyczne, żeby sprawdzić, czy się nadaję, i wpisali na listę chętnych do mobilizacji – opowiada kobieta. - W sierpniu poszłam tam ponownie, ale powiedziano mi, że potrzebują jedynie medyków i profesjonalistów, ponieważ nadal nie mają czasu i instruktorów do prowadzenia szkoleń dla cywilów – dodaje.
30-latka zaznacza, że w urzędzie poznała wiele kobiet, które również starają się o włączenie do armii. - Tak jak one wszystkie, ja również chcę być wojownikiem, a nie ofiarą – wyjaśnia.
Źródło: PAP, "Washington Post"
Źródło zdjęcia głównego: Bumble Dee/Shutterstock